Pobratymstwo

Orędzie Matki Bożej  z Medziugorja 25 lutego 2014
“Drogie dzieci! Patrzycie, słuchacie i wyczuwacie, że w sercach wielu ludzi nie ma Boga. Nie pragną Go, ponieważ są daleko od modlitwy i nie ma w nich pokoju. Wy, drogie dzieci, módlcie się i żyjcie zgodnie z Bożymi przykazaniami. Wy, którzy od samego początku  odpowiedzieliście „tak” na moje wezwanie, bądźcie modlitwą. Dajcie świadectwo o Bogu i mojej obecności i nie zapominajcie, że jestem z wami i kocham was. Każdego dnia powierzam was mojemu Synowi Jezusowi. Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”
 światło
 
Droga rodzino modlitewna,
to orędzie budzi nas ze stanu  odrętwienia i fałszywych wyobrażeń.  Na co dzień, zarówno w życiu prywatnym jak i w miejscu w pracy spotykamy osoby,  w sercach których nie ma Boga.  Tę gorzką prawdę  dostrzegamy, słyszymy i doświadczamy jej w podczas różnorodnych spotkań. Iluż to rodziców płacze z powodu swoich dzieci i z głębokim bólem szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego ich dzieci nie chcą chodzić do kościoła, dlaczego odrzucają sakramenty, dlaczego się nie modlą… Życie w tak rozdartych chrześcijańskich rodzinach staje się trudem wprost nie do zniesienia. W szkołach i w środkach masowego przekazu coraz częściej kreowane są opinie i postawy przeciwne wierze i osobom wierzącym. Niesamowite opowieści, plotki,  skandalizujące półprawdy oraz czyste kłamstwa zalewają nie tylko kolorową prasę, ale podawane są też w codziennych serwisach informacyjnych w radiu, telewizji i w prasie. Jednakże kłamstwo nie staje się prawdą, tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. Brak prawdy w sercach wielu ludzi owocuje fałszywym postrzeganiem rzeczywistości, mylnymi ocenami sytuacji i dramatycznymi w skutkach decyzjami rujnującymi życie pojedynczych osób i całych rodzin.
Przypatrzmy się bliżej przyrodzie, w której dostrzegamy odblask Bożego oblicza, moc Bożego serca. Co dzieje się z liściem, które odpada ze swojej gałęzi? Co się dzieje z drzewem, który jest wyrwane z korzeniami i przemieszczone podczas gwałtownej nawałnicy? Co się dzieje z barką zacumowaną w porcie, kiedy zerwie się  z  kotwicy lub gdy zawiedzie cuma? Wykorzenione, upadające  drzewo w lesie niszczy  inne stojące obok drzewa i przygniata je swoim ciężarem. To bardzo smutny widok. Zdegradowane miejsca są jak rany, która wymagają wiele czasu, aby je zagoić. Liść, który  odrywa się od gałęzi nie może nadal żywić się sokami i musi umrzeć. Wtedy nawet najlżejszy powiew wiatru przesuwa go, podnosi i rzuca nim, a baczny obserwator nie jest nawet  w stanie powiedzieć skąd przyleciał i dokąd zmierza. Łatwo jest też wyobrazić sobie los niezakotwiczonej barki podczas burzy. Wzburzone morze, fale i wichura robią swoje, a barka po krótkich zmaganiach najczęściej rozbija się o brzeg w pobliżu miejsca swojego postoju, wyrządzając wiele  szkód człowiekowi i środowisku.
                To może się i nam przydarzyć, a mam tu na myśli każdego, kto odcina się od swojej rodziny, swojego Kościoła, od swoich korzeni. Taki człowiek łatwo poddaje się aktualnie panującym prądom, osobistym popędom, swoim własnym słabościom, a przez swoje działania pozostawia po sobie pustynię w każdej dziedzinie życia. Wykorzeniony ze swojej rodziny, Kościoła, tradycji w której wyrastał, staje się często agresywnym niszczycielem tego wszystkiego, co kiedyś było jego udziałem. W sercu takich ludzi nie ma Boga. Stają się wtedy  łatwą ofiarą różnorodnych sekt i organizacji,  programowo sprzeciwiających się Bogu, moralności i chrześcijańskim wartościom. Ci ludzie nie chcą Boga i są permanentnie w stanie buntu wobec Niego.
                Dlaczego  się to ludziom wydarza? Królowa Pokoju wyjaśnia to zwyczajnie, po matczynemu: „Są daleko od modlitwy…Wy się módlcie..! Wy bądźcie modlitwą, wy którzy od samego początku odpowiedzieliście TAK na moje wezwanie.”
Te słowa Królowej Pokoju odnoszą się szczególnie do nas i  naszej wspólnoty modlitewnej, która pozytywnie przyjęła orędzia Matki Bożej i odpowiedziała na Jej wezwanie. Wtedy podjęliśmy decyzję o codziennym odmawianiu różańca, czytaniu Pisma Świętego w rodzinie, o poście w środy i piątki, comiesięcznej spowiedzi, częstym udziale we mszy świętej i o adoracji Najświętszego Sakramentu. Wypowiedzieliśmy swoje” tak”, aby współodczuwać z pielgrzymującym Kościołem i towarzyszyć mu swoją modlitwą, który od prawie 33 lat jak wielka rzeka przepływa przez ziemię Chorwatów. Ta uboga ziemia ubogaciła wielu. To ubóstwo wyzwoliło wiele osób z poczucia swojej wielkości i mocy, czyniąc z nich pokorne sługi. Nasze pielgrzymie poranione stopy spowodowały, że wielu pyszniących się ze swojej wiedzy bogactwa i władzy ludzi, upadło wreszcie na kolana, aby oddać cześć Bogu. Widok naszych wieśniaczek pasących owce i modlących się na różańcu stał się dla niektórych kapłanów inspiracją do odnowienia swojej wierności i miłości do Kościoła. Nasze rodziny, mocne wiarą, jednością, miłością i modlitwą dla wielu stały się przykładem i zachętą by porzucając swój egoizm i pychę powrócić do swoich rozbitych rodzin. W Medziugorju nauczyli się kochać Maryję, wyznawać swoje grzechy i czystym sercem, wraz z Kościołem, na nowo doświadczyć głębi wiary w żywą obecność Jezusa Chrystusa. Tutaj miliony pielgrzymów odczuło tęsknotę za Bogiem i zaczęło się modlić. Medziugorje stało się szkołą modlitwy, postu i życia sakramentalnego. Tu, na tej przez Boga wybranej ziemi, wyraźnie daje się słyszeć wołanie Maryi: „ Wy się módlcie! Wy bądźcie modlitwą! Tak było od samego początku. Parafianie i przybywający do Medziugorja pielgrzymi zjednoczyli się na odmawianiu całego różańca. Od samego początku dwie części  różańca były odmawiana jako przygotowanie do mszy świętej, a trzecia  jako dziękczynienie za spotkanie z Jezusem i Jego Matką, ze szczególną intencją upraszania łask dla chorych. Chrześcijanie z wszystkich narodów i języków zjednoczeni na wspólnej modlitwie, sami stali się modlitwą, świadcząc o żywej obecności Boga i obecności Królowej Pokoju w Medziugorju. Matka Boża dodaje nam odwagi i mówi, że kocha nas, modli się za nas i oręduje za każdym z nas.
                To orędzie zostało nam podarowane na początku Wielkiego Postu. W Środę Popielcową przyjęliśmy popiół na swoje głowy wraz z mocnym przesłaniem Kościoła: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. To wezwanie wyraźnie wskazuje na Jezusa i Jego krzyż. Przed naszymi oczyma staje Jezus fałszywie oskarżony, poniżony, odrzucony i wreszcie skazany na śmierć. Jego droga jest naszym jedynym wyborem
                „Istnieje tylko jedna prawdziwa nędza ludzka – dzieje się tak wtedy, gdy nie żyjemy jak synowie Boży i bracia Chrystusa. Jeśli myślimy, że nie potrzebujemy Boga, który objawił się nam w Chrystusie i sami sobie wystarczamy, jesteśmy na drodze zatracenia. Tylko Bóg zbawia i daje wolność. Ewangelia jest jedynym prawdziwym lekiem na ludzką nędzę duchową. Aby pocieszyć skruszone serca i dać nadzieję naszym braciom i siostrom żyjącym w ciemności, nasz Pan Jezus Chrystus wzywa nas, abyśmy stali się radosnymi  świadkami orędzia  Bożego miłosierdzia”(Ojciec Święty Franciszek)
Zjednoczmy nasze serca w modlitwie na Drodze Krzyżowej i podczas słuchania Bożego Słowa o Jego męce i śmierci krzyżowej, aby nikt z nas nie zginął.
W tym miesiącu będziemy modlić się w następujących intencjach:
1. O nawrócenie Kościoła i świata, jego otwarcie się na Chrystusa cierpiącego i Jego Matkę, którą dał nam z krzyża.
2. Za Ojca Świętego Franciszka, biskupów i  osoby konsekrowane, aby  w czasie wielkopostnym stali się wyrazistymi świadkami Ewangelii, którzy z racji  swojego powołanie będą nieść ubogim wszechogarniającą miłość Chrystusa.
3. Za widzących z Medziugorja  i kapłanów posługujących w tej parafii o wytrwałość i wierność w dawaniu świadectwa o obecności Królowej Pokoju. Za chorych i cierpiących, za ofiary wojen i niesprawiedliwości w świecie.
PS Tłumaczenie z języka chorwackiego. Dziękuję

Zraniona nastolatka

Porzucona niegdyś przez matkę nastolatka miała ogromne kłopoty z zaakceptowaniem rodziny, którą, notabene po wielu żmudnych poszukiwaniach, odnalazła.
Nie potrafiła pokochać swojej matki, ponieważ zawsze ilekroć chciała to uczucie wyrazić słowem lub nawet czynem, pojawiała się nienawiść, złość i wszelkiego rodzaju uprzedzenia. Pojawiało się także uczucie buntu wobec Pana Boga, którego młoda dziewczyna obarczała odpowiedzialnością za to, co się stało…

Aby sobie pomóc, udała się do znanego psychologa, prosząc o pomoc, a najlepiej o jakieś lekarstwo albo nawet zastrzyk.

Psycholog jej odpowiedział:

– Nie proś mnie o siłę, abyś się mogła zmuszać. Poproś mnie najpierw o miłość, abyś umiała kochać. I swojego Boga, i swoich rodziców, i swoich nowych braci. Bo jeśli będziesz kochała trochę więcej, będziesz cierpiała o wiele mniej.

A jeślibyś zdecydowała się pokochać ich wszystkich jeszcze więcej, to z twojego cierpienia wytryśnie radość, a wraz z nią życie.
ks. Zdzisław Wdziekoński

fale

25 marca – Duchowa adopcja dziecka poczętego

Czym jest Duchowa Adopcja?
Pełna poprawna nazwa brzmi: “Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą”. Nie jest to więc adopcja prawna dziecka po urodzeniu, pozbawionego opieki rodzicielskiej, do rodziny zastępczej, ale adopcja duchowa dziecka poczętego zagrożonego zabiciem w łonie matki. Wyrażana jest osobistą modlitwą jednej osoby o ocalenie życia dziecka wybranego przez Boga Dawcę Życia.Trwa przez 9 miesięcy, okres wzrostu dziecka w łonie matki. Zobowiązanie adopcyjne, poprzedza przyrzeczenie, które je utwierdza.

Wiedza i podejmowanie Duchowej Adopcji ma odwodzić od zamiaru popełnienia aborcji lub niszczących ludzkie zarodki praktyk “in vitro”. Wiedza i podejmowanie tej posługi ma służyć kształtowaniu postaw pro rodzinnych. Osobom, które popełniły grzech aborcji, czy “in vitro”, lub w jakiś sposób w niej uczestniczyły, Duchowa Adopcja przywraca równowagę ducha i usuwa udrękę sumienia (syndromu postaborcyjnego).
Duchowa Adopcja umacnia ludzi w zdrowych zasadach moralnych, buduje w rodzinie poczucie więzi, wzajemnej miłości, bezpieczeństwa i solidarności, a nie zakłócony rozwój prokreacji jest gwarancją bezpiecznej egzystencji narodu.

Prymas Tysiąclecia Stefan Kardynał Wyszyński – “W rodzinie, pod sercem matek, kryje się Naród”.

Matka Teresa z Kalkuty – “Wnośmy prawdziwy pokój w naszą rodzinę, otoczenie, miasto, kraj, w świat. Zaczynajmy od pokochania małego dziecka już w łonie matki. Tym, co najbardziej niszczy pokój we współczesnym świecie jest aborcja – ponieważ jeśli matka może zabić własne samemu Bogu. Na modlitwę Duchowej Adopcji składa się: jeden dziesiątek różańca, codzienna modlitwa oraz dodatkowa dowolna ofiara czy wyrzeczenie, np. post lub walka z nałogiem. Przez dziewięć miesięcy osoba podejmująca Duchową Adopcję modli się w intencji dziecka nienarodzonego i jego rodziców, prosząc Boga o szczęśliwe jego narodzenie. W ten sposób staje się ta osoba duchowym ojcem lub duchową matką tego dziecka. Duchową Adopcję Dziecka Poczętego może podjąć każdy. Jeżeli zdarzy się zapomnieć komuś raz lub dwa o złożonych przyrzeczeniach, nie należy przerywać Duchowej Adopcji, tylko trzeba o ten “zapomniany” dzień wydłużyć okres modlitwy.

Codzienna modlitwa:

Panie Jezu – za wstawiennictwem Twojej Matki Maryi, która urodziła Cię z miłością, oraz za wstawiennictwem świętego Józefa, człowieka zawierzenia, który opiekował się Tobą po urodzeniu – proszę Cię w intencji tego nienarodzonego o dziecka, które duchowo adoptowałem, a które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady. Proszę, daj rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.

duchowa adopcja

Zwiastowanie Pańskie

Zwiastowanie Pańskie

JAN URYGA

Dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem Kościół obchodzi umownie uroczystość Zwiastowania Pańskiego, przypominając doniosłą chwilę, kiedy Matka Boża, posłuszna wezwaniu Nieba, godzi się zostać Matką Jezusa Chrystusa. Użyłem terminu “umownie”, gdyż nie jest znany dzień Narodzenia Pana Jezusa, a przeto nie może nam też być znany dzień Jego wcielenia, poczęcia w łonie Maryi.
Uroczystość Zwiastowania zaczął najpierw wprowadzać Kościół wschodni już od V wieku. Na Zachodzie przyjęło się to święto od czasów papieża św. Grzegorza Wielkiego (+604). Było to początkowo święto Pańskie. Akcentowano przez nie nie tylko moment Zwiastowania, ale przede wszystkim Wcielenia się Chrystusa Pana, czyli akt pierwszy Jego przyjścia na ziemię, i rozpoczęcia dzieła naszego zbawienia. Tak jest i dotąd w liturgii. Jedynie pobożny lud nadał temu świętu charakter maryjny, czyniąc pierwszą osobą Najświętszą Maryję Pannę jako “błogosławioną między niewiastami”, wybraną w planach Boga na Matkę Zbawiciela rodzaju ludzkiego.
Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie jako temat plastyczny towarzyszyło chrześcijaństwu od zarania jego dziejów. O wyjątkowej randze tych przedstawień świadczy fakt, iż umieszczane były one zazwyczaj w głównych ołtarzach świątyń. Bogactwo treści zawarte w tych kompozycjach stawia scenę Zwiastowania w rzędzie najważniejszych tematów w sztuce sakralnej czasów nowożytnych, także polskiej. Wydarzenie ewangeliczne, podczas którego dokonało się Wcielenie, jest nie tylko epizodem z życia Matki Bożej, lecz jawi się jako moment przełomowy dla dziejów ludzkości, kulminacja zbawczego planu Boga.
Najdawniejszy wizerunek tego typu zachował się w katakumbach św. Pryscylli, pochodzi bowiem z II wieku. Maryja siedzi na krześle, przed Nią zaś anioł w postaci młodzieńca, bez skrzydeł, za to w tunice i w paliuszu, który gestem ręki wyraża rozmowę. Podobne malowidło spotykamy w III wieku w katakumbach św. Piotra i Marcelina. Od wieku IV widzimy archanioła Gabriela ze skrzydłami. Ma on w ręku laskę podróżną albo lilię. Na łuku tęczy w bazylice Matki Bożej Większej w Rzymie wśród dziewięciu obrazów-mozaik barwnych jest również scena Zwiastowania (IV wiek).
W jednym z kościołów Rawenny znajduje się mozaika z VI wieku, na której Maryja jest przedstawiona, jak siedzi przed swoim domem i w ręku trzyma wrzeciono. Anioł stoi przed Nią z berłem. Z wieku XIII pochodzi wspaniała mozaika w bazylice Matki Bożej na Zatybrzu w Rzymie (kościół rezydencjonalny Prymasa Polski). Scenę Zwiastowania uwiecznili nieśmiertelni w swej twórczości artyści tamtych lat: Giotto, Fra Angelico, Simone Martini, Taddeo di Bartolo, Masaccio.
Motyw Zwiastowania rozwinął się szczególnie w dobie gotyku. Powstał wówczas swoisty kanon traktowania tego tematu, charakterystyczny dla sztuki średniowiecza, a później wczesnego renesansu. Ten kanon nakazywał malarzom powagę, spokój i szczególne wyciszenie w podejściu do przedstawienia wydarzenia tak ważnego w historii Zbawienia.
Od epoki oraz od talentu mistrza zależało już, czy klimat przedstawionej sceny określały rozbudowane realia wnętrza i stroju, czy dominowała elegancka, miękka linia i liryczny, pełen złota nastrój całości. Inaczej malował w tym okresie artysta z Włoch, a inaczej z Północy. Ale różnice nie były wynikiem odległości geograficznej, wypływały natomiast z odmiennego programu środowisk artystycznych gotyckiej, a później renesansowej i barokowej Europy, które kształtowała myśl wieków średnich od mistycyzmu po realizm.
Temat Zwiastowania Pańskiego to temat rzeka, trudno wymienić choćby najważniejsze dzieła ukazujące to wydarzenie, które inspirowało malarzy – tych wielkich, którzy przeszli do historii sztuki, i tych mniejszych, którzy pozostawili swe obrazy po licznych świątyniach, gdzie do dziś wzruszają, każą myślą przenosić się do Nazaretu, gdzie dokonało się Zwiastowanie Pańskie, gdzie Chrystus wszedł w dzieje świata.

zwiastowanie2

Święty Józef – psychospołeczny portret dojrzałego mężczyzny

Wstęp

Może budzić zdziwienie fakt, że święty Józef nie jest tak znany i popularny wśród niezwykłych i szlachetnych mężczyzn opisywanych w Biblii, jak choćby Abraham, Mojżesz, Hiob, czy też apostołowie: Piotr, Jan albo Paweł. Po dwóch tysiącach lat ciągle jeszcze wielu chrześcijan ma dziwne i wypaczone wyobrażenia na temat małżonka Maryi. Często myślimy o nim jako o starszym, poważnym, a może nawet smutnym mężczyźnie, który niewiele rozumiał z tajemniczej historii Maryi oraz z tajemnicy Jej niezwykłego Dziecka. Wielu ludzi sądzi, że powołaniem Józefa było jedynie dyskretne opiekowanie się Małżonką i Jej Dzieckiem poprzez bierne wypełnianie poleceń, które Bóg przekazywał mu we śnie.

To, że św. Józef jest mniej znany od innych wspaniałych mężczyzn w historii zbawienia, wynika tylko po części z faktu, że Pismo Święte mówi o nim niewiele. Przecież także o Maryi Biblia mówi znacznie mniej niż o wielu postaciach kobiecych ze Starego Testamentu, ale wcale nam to nie przeszkadza, by w pogłębiony sposób poznać jej życie oraz jej postawę. Sądzę, że powód mniejszej znajomości postaci św. Józefa jest głębszy niż fakt, że Ewangelie mówią o nim niewiele. Jest to raczej efekt jego własnej decyzji, by pozostać na drugim planie, by być dobrym cieniem Maryi i Jezusa, by być dla nich parasolem przyjaźni, troski i czułości, by być dyskretnie obecnym po to, aby osoby, które najbardziej pokochał, czuły się najmocniej chronione i bezpieczne. Dla św. Józefa było oczywiste, że im dojrzalsza i silniejsza jest miłość mężczyzny do żony i dziecka, tym bardziej on sam pragnie pozostać w cieniu i ukryciu. Podobnie roztropny żołnierz pozostaje w ukryciu, by tym skuteczniej strzec powierzonego sobie odcinka granicy. Im bardziej ktoś kocha, tym bardziej dyskretnie to czyni.

Przedmiotem niniejszej analizy będzie przedstawienie psychospołecznego wymiaru postaci świętego Józefa w świetle źródeł biblijnych, które są wprawdzie syntetyczne, ale jednocześnie bardzo konkretne i niezwykle bogate w treść. W świetle Pisma Świętego w sposób szczególny przyjrzymy się postawie św. Józefa wobec Boga, wobec kobiety i wobec dziecka. Głównym celem prezentowanej analizy będzie szukanie odpowiedzi na pytanie czy św. Józef – najwspanialszy mężczyzna w historii ludzkości – może być dla współczesnych mężczyzn, zwłaszcza mężów, ojców i kapłanów, aktualnym wzorem również w naszych czasach.

1. Św. Józef: wzór postawy wobec Boga

Pierwsza i najważniejsza cecha św. Józefa to fakt, iż jest on wyjątkowo Bożym człowiekiem. Jego świętość, szlachetność i niezwykłość jest udokumentowana i potwierdzona w sposób zupełnie niepodważalny i niepowtarzalny. Z jednej strony potwierdza ją sam Bóg poprzez natchnione słowa św. Mateusza Ewangelisty. Z drugiej strony szlachetność i świętość Józefa potwierdza Maryja, a zatem najbardziej Boża i najbardziej święta ze wszystkich kobiet w historii ludzkości.

Świętość Józefa jest potwierdzona najpierw przez Boga, który zapewnia nas w Ewangelii, iż Józef „był człowiekiem sprawiedliwym” (Mt 1, 19). Na kartach Pisma Świętego sprawiedliwość jest synonimem świętości. Pamiętajmy, że świadectwo o świętości Józefa zostało zapisane kilkadziesiąt lat później niż opisywane wydarzenia z dzieciństwa Jezusa. Oznacza to, że do końca ziemskiego życia nic się nie zmieniło w odniesieniu do sprawiedliwości i świętości Józefa.

Żadnej wątpliwości co do świętości i szlachetności Józefa nie pozostawia również świadectwo Maryi. Ta najbardziej niezwykła i najbardziej święta kobieta w historii tej ziemi z pewnością musiała postawić najbardziej niezwykłe wymagania kandydatowi na swojego męża. Więź między małżonkami to najbardziej zdumiewająca forma więzi między kobietą i mężczyzną. To zawierzenie siebie na całe życie drugiej osobie. Skoro Maryja zdecydowała się na małżeństwo z Józefem, to musiał on być mężczyzną o nieposzlakowanej opinii oraz wyróżniać się wyjątkowym charakterem. Musiał być człowiekiem sumienia, któremu można było zupełnie zaufać.

Postawa Józefa potwierdza, że jest on człowiekiem wiary i modlitwy. W obliczu zaskakujących losów Maryi i Jej Syna, Józef nie kieruje się własną spontanicznością czy mądrością, lecz pozostaje wsłuchany w głos Boga i posłuszny woli Bożej do końca. Jest posłuszny Bogu również w takich sytuacjach, które wymagają od niego wprost heroicznej wiary i zawierzenia Bogu (por. (Mt 1, 18-25; Mt 1, 18-25).

2. Św. Józef: wzór postawy wobec kobiety

Drugą – obok świętości – cechą Józefa jest to, iż był on mężem Maryi (Mt 1, 16). Św. Mateusz Ewangelista wyjaśnia, że „po zaślubinach Maryi z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie” (Mt, 1, 18-19).

Od początku swego małżeństwa z Maryją Józef staje w obliczu sytuacji, która przeraziłaby chyba każdego mężczyznę i która również jego wystawia na najwyższą próbę zaufania do Boga i do człowieka. Oto zanim zamieszkał ze swoją Małżonką, młody i zakochany Józef odkrywa, że wybranka jego serca oczekuje narodzin dziecka. Ponieważ był to początek ciąży, to Józef nie mógł tego faktu dostrzec z zewnątrz. Z pewnością o wszystkim powiedziała mu wprost Maryja. Z pewnością też opisała mu niezwykłe okoliczności zwiastowania anielskiego i poczęcia Dziecka, które nosiła w swoim łonie. Dla każdego z nas jest oczywiste, że to, co Józef usłyszał od swojej Małżonki, brzmiało zupełnie nieprawdopodobnie. Pierwszą jego reakcją musiało być zdziwienie, zaskoczenie, niepokój, bolesne powątpiewanie. Z początku Józef miał prawo mieć tysiące pytań i dopuścić do serca wiele dziwnych myśli i hipotez. Nie mógł przecież w punkcie wyjścia rozumieć całej tej historii, której do końca nie rozumiała nawet Maryja.

Jestem przekonany, że ci młodzi małżonkowie rozmawiali ze sobą wiele dni i nocy. Z pewnością razem się modlili i wspólnie próbowali zrozumieć historię, która ich oboje wystawiała na najwyższą próbę wiary wobec Boga oraz na najwyższą próbę wzajemnego zaufania. Zachowanie Józefa świadczy o tym, że uwierzył on w to, co niewiarygodne, że mianowicie jego Żona oczekuje dziecka, którego Ojcem nie jest żaden człowiek. Takie zawierzenie wyjaśnieniom Żony mogło być możliwe tylko pod jednym warunkiem: dla Józefa było zupełnie oczywiste, że Maryja to Ktoś absolutnie wyjątkowy i niezwykły, kto zasługuje na nieograniczone i bezwarunkowe zaufanie.

Jeśli jednak Józef miał aż takie zaufanie do Maryi, to skąd wziął się jego zamysł, by Ją opuścić? Otóż ten zamiar nie był wynikiem powątpiewania Józefa w niewinność swojej Małżonki, ale był wyrazem niepewności co do roli, jaka mu przypada w zaistniałej sytuacji. Czy może jeszcze traktować jako swoją Żonę kogoś, kogo Bóg wybrał na Matkę Swojego Syna? Czy nie jest to znak, że Maryja nieskończenie przewyższa Jego marzenia i że stoi ponad wszelkimi więziami międzyludzkimi? Czy Józef ma prawo udawać w obliczu otoczenia, że jest prawdziwym ojcem Jej niezwykłego Dziecka? To właśnie pod wpływem tego typu pytań i wątpliwości Józef chce zostawić Maryi wolną rękę.

Pytania te były dla Józefa tym bardziej zasadne i aktualne, że jego Żona nie została jeszcze przyprowadzona do jego domu. W tej sytuacji pozostawienie Jej wolnej ręki byłoby tym łatwiejsze. Z drugiej strony według ówczesnych obyczajów współżycie seksualne w okresie między zawarciem małżeństwa a przyprowadzeniem małżonki do własnego domu nie było uznawane za poważny problem moralny. Poczęte w tym okresie dziecko było uznawane za prawowite. W oczach zewnętrznego środowiska zaistniała sytuacja stanowiła zatem problem wyłącznie dla Józefa, bo tylko on wiedział, że nie jest rzeczywistym ojcem Dziecka, które się poczęło. Być może również Maryja miała wątpliwości co do tego, w jaki sposób powinien się teraz zachować Jej małżonek i czy wolą Bożą nie było to, aby Ona sama wychowywała Syna, który począł się z Boga, a nie w woli człowieka. Nic więc dziwnego, że Józef był bliski decyzji o dyskretnym opuszczeniu swojej Żony. Najwyraźniej bał się traktować siebie jako męża w odniesieniu do Kogoś tak niezwykłego i tak niesłychanie wyróżnionego przez Boga, jak Maryja.

Właśnie wtedy interweniuje Bóg. „Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: ‘Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus” (Mt 1, 18-25).

Józef otrzymuje wyraźną odpowiedź z góry. Oto Bóg osobiście rozstrzyga jego wątpliwość i poleca, by pozostał przy Maryi jako Jej Mąż oraz by nie bał się przyjąć Jej Syna jak własnego dziecka. Odpowiedź ze strony Boga jest konkretna i jednoznaczna. Józef ma nadal być mężem Maryi i uchodzić oficjalnie za ojca Jej Syna. Temu właśnie Synowi ma nadać imię, a był to właśnie przywilej ojca, znak władzy ojcowskiej i oficjalny wobec środowiska zewnętrznego znak uznania dziecka za swoje. Odtąd Józef jest już spokojny i ma jasność sytuacji oraz pewność co do swojego zadania: ma być mężem Maryi oraz przybranym ojcem Jej Syna.

Możemy w uzasadniony sposób przypuszczać, że Maryja sugerowała Józefowi to samo, co Bóg. Poprzez wiarę i modlitwę potrafiła Ona przecież w sposób niezwykły wczuwać się w wolę Boga i odczytywać Jego plany. Sen, który miał Józef, z pewnością współgrał z tym, o czym rozmawiał z Maryją. Jej słowa i Jej postawa były dla niego warunkiem uwierzenia w głos Boży oraz warunkiem przyjęcia woli Bożej. Żeby uwierzyć w dziewicze macierzyństwo Maryi, Józef musiał być nie tylko niezwykle, wręcz nadludzko pewny Jej uczciwości, czystości i wierności. Musiał też sam być niezwykle uczciwy i czysty. Inaczej nie uwierzyłby w Jej czystość i prawdomówność. Uległby raczej projekcji psychicznej, czyli temu mechanizmowi, który sprawia, że postawę innych ludzi oceniamy według naszego stopnia dojrzałości i szlachetności.

Ewangelia wyjaśnia, że Józef przyjął Maryję do swego domu, „lecz nie zbliżał się do Niej aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus” (Mt 1, 25). Tekst ten nie sugeruje, że później małżonkowie współżyli ze sobą. Cytowany fragment Ewangelii znaczy natomiast, że Józef i Maryja stopniowo odkrywali sens ich wspólnej historii i wolę Bożą wobec nich. Obydwoje potrzebowali czasu, by dorastać do zadań i do formy życia, do której Bóg ich powołał.

Ewangelia nie sugeruje jakiejś magicznej dojrzałości i nadludzkiej świadomości Józefa. On potrzebował czasu, by odkrywać i rozumieć absolutnie niepowtarzalną sytuację, w której się znalazł. W zwykłym małżeństwie żona nie przestaje być żoną, gdy staje się matką. Przeciwnie, jej dojrzałość polega właśnie na tym, że harmonijnie i dojrzale łączy swoje bycie żoną z zadaniami matki. Zasada ta zostaje zawieszona w przypadku Maryi. Ona nie rodzi dziecka swojego męża, lecz rodzi Syna Bożego. Odtąd skupia się całkowicie na swoim macierzyństwie. Odtąd — jako jedyna kobieta w historii ludzkości – osiąga pełnię swoich marzeń i aspiracji, a także pełnię radości w kontakcie z Synem. W konsekwencji w kontakcie z Józefem szuka niezwykłej przyjaźni i wsparcia, ale nie jednoczy się z nim tak, jak żona z mężem, bo już nie Józef, ale Jej Syn jest dla Niej Kimś najważniejszym i stanowi absolutne centrum Jej życia. Nie oznacza to, że z Józefem łączy Ją odtąd jakaś mniejsza miłość czy mniejsza więź. Oznacza to natomiast, że ich wzajemna więź rośnie w głąb, staje się jeszcze bardziej niezwykła, jeszcze bardziej bezinteresowna niż dotąd. W konsekwencji to, co ich teraz łączy, staje się coraz bardziej podobne do tej więzi, jaką mają ci, którzy są już w niebie.

3. Św. Józef: wzór postawy wobec dziecka

Święty Józef jest nie tylko najwspanialszym ideałem postawy mężczyzny wobec kobiety. Jest też najwspanialszym w historii wzorem postawy mężczyzny wobec dziecka. Przyjmując Maryję za małżonkę, Józef przyjmuje z największą miłością i troską również Jej Dziecko, które nie jest jego Dzieckiem, a które Ona kocha nad życie. Od początku historia Jezusa na tej ziemi oraz okoliczności Jego narodzin wystawiają Józefa na próbę męstwa i wytrzymałości. Jezus rodzi się bowiem w okresie powszechnego spisu ludności. W tej sytuacji „Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna” (Łk 2, 4-5).

Tam właśnie w Betlejem, w stajni rodzi się Syn Maryi, a Józef z pewnością używa całej swej męskiej fantazji miłości, by także w tych ekstremalnych warunkach otoczyć ochroną swoją Żonę i zapewnić Jej oraz Dziecięciu poczucie bezpieczeństwa. W ten sposób Józef uświadamia wszystkim mężom i ojcom wszystkich czasów, że tego, czego najbardziej potrzebują ich bliscy, to ich miłość i obecność, a nie stworzenie jakichś zewnętrznych warunków wygody czy materialnego dobrobytu. To podstawowe rozróżnienie jest jakże obecnie potrzebne, bo tak często zapominane w naszych czasach.

Zgodnie z prawem żydowskim osiem dni po porodzie Józef wraz z Maryją udają się do świątyni, by tam ofiarować Bogu nowonarodzonego Jezusa (por. Łk, 22-24). Nie musieli tego czynić, gdyż obydwoje rozumieli, że Jezus i tak jest w wyjątkowej relacji do Boga Ojca. Mimo to postanowili zachować ten zwyczaj, żeby wobec samych siebie potwierdzić, iż zawierzają Jezusa opiece Kogoś, kto jest większy od nich.

Ofiarowanie Jezusa w świątyni jest gestem głębokiego zawierzenia Józefa wobec Boga. W tym geście Józef przypomina wszystkim, że każdy rodzic, który dojrzale kocha swoje dziecko, przynosi je do Boga, gdyż wie, że Bóg jest jeszcze wspanialszym Rodzicem, który bardziej rozumie i dojrzalej kocha dziecko niż jego rodzice. Powierzenie dziecka opiece Bożej, przyprowadzanie dziecka do Boga, pragnienie, by Bóg to dziecko adoptował, to szczyt miłości i mądrości rodziców w każdych czasach.

Spotkanie z Symeonem w świątyni to kolejny epizod w odkrywaniu tajemnicy Jezusa przez Józefa. Ewangelia stwierdza, że „Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono” (Łk 2, 33). Wraz ze swoją Żoną Józef wie już tak wiele o tym niezwykłym Dziecięciu, ale nadal zdumiewa się Jego tajemnicą. To kolejne zadanie ojca: zdumiewać się tajemnicą dziecka. Także wtedy, gdy jest się rzeczywistym ojcem tego dziecka. Dziecko rodzi się z rodziców, ale jest kimś niepowtarzalnym i stawia swoich rodziców w obliczu tajemnicy. Święty Józef doskonale to rozumie.

Ale jego rola na tym się nie kończy. Oto bowiem Synowi Maryi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Król Herod dowiaduje się o narodzeniu Zbawiciela w Betlejem i chce zabić Dziecię. Dramat polega na tym, że Józef nawet o tym nie wie i dlatego nie jest w stanie chronić małego Jezusa. W tej sytuacji znowu interweniuje Bóg. „Oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: ‘Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić.’ On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda” (Mt 1, 18-25).

Okrucieństwo Heroda było tak wielkie, że stało się przysłowiowe nawet w Rzymie. Pod koniec życia ten tyran kazał zabić nie tylko Jana Chrzciciela, ale nawet trzech swoich synów oraz wiele innych osób, których znaczenia się obawiał i których traktował jako rywali do władzy. Na tym tle staje się zrozumiała jego szaleńcza decyzja, by pozabijać niemowlęta w Betlejem. Św. Jozef musiał wcześniej słyszeć o chorobliwym okrucieństwie Heroda. Poprzez zabicie nowonarodzonego króla Żydów Herod chciał nie tyle pozbyć się rywala, gdyż wiedział, że są to już i tak ostatnie lata jego panowania ze względu na wiek, ale chciał uniknąć zamieszek w Judei. To sprawia, że rzeź niemowląt w Betlejem jest historycznie całkowicie realistyczna.

W tej sytuacji Józef nie waha się ani chwili. Natychmiast bierze ze sobą Żonę i Jej Syna i ucieka do Egiptu. Z pewnością nie ma pieniędzy, ani miejsca, w którym mógłby się schronić w obcym kraju. Ucieka nie wiedząc, jak długo pozostanie na wygnaniu. Po ludzku rzecz biorąc jest w sytuacji rozpaczliwej. Jednak Józef nie rozpacza, gdyż wie, że znajduje się pod opieką Boga i jest pewien swojej miłości do tych, których chroni. Znajduje się teraz w sytuacji bardzo podobnej do sytuacji innego Józefa – syna Jakuba, który został sprzedany przez własnych braci do niewoli w Egipcie. I podobnie jak tamten pierwszy Józef, również ten wyjdzie z bolesnej próby zwycięsko.

Powtórzmy jednak raz jeszcze, że Józef może uratować Jezusa tylko dlatego, że posłuchał głosu Bożego i że nieustanniewspółpracuje z Bogiem. W obliczu jego postawy można postawić pytanie: ileż dzieci, iluż nastolatków zostałoby uratowanych, gdyby ich rodzice nie próbowali wychowywać swoje dzieci i troszczyć się o nie jedynie własną mocą, lecz gdyby przyprowadzali te dzieci do Boga i u Boga szukali mądrości oraz siły, by wychowywać i chronić swoje dzieci przed zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi.

Józef nie musiał pozostawać długo na wygnaniu, gdyż okazuje się, że Herod wkrótce umiera i Święta Rodzina może powrócić do swojej ojczyzny. Znowu interweniuje osobiście Bóg, by Józef mógł być zupełnie pewien, iż niebezpieczeństwo minęło. „A gdy Herod umarł, oto Józefowi w Egipcie ukazał się anioł Pański we śnie i rzekł: ‘Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecięcia’. On więc wstał, wziął Dziecię i Jego Matkę i wrócił do ziemi Izraela” (Mt 2, 19-21).

Ewangelia nie opisuje szczegółowo dzieciństwa Jezusa, ale zakłada, że Józef był nie tylko dobrym opiekunem, lecz również dobrym wychowawcą dla Jezusa. Z pewnością miał dla Niego czas, godzinami z Nim rozmawiał, okazywał czułość i wprowadzał w głębię tajemnicy człowieka. Zanim dorosły Jezus zaczął żyć bezpośrednio w niezwykłym kontakcie ze swoim Ojcem Niebieskim, korzystał z obecności i miłości ziemskiego opiekuna. To właśnie dzięki takiej postawie Józefa „Dziecię rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim” (Łk 2, 40).

Kolejny epizod, który ilustruje postawę Józefa wobec Jezusa to wspólna pielgrzymka na święto do Jerozolimy. Właśnie wtedy dwunastoletni Jezus znika z oczu Maryi i Józefowi. Obydwoje są oczywiście ogromnie zaniepokojeni. „Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami… Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: ‘Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie?” (Łk 2, 44-48).

Jezus odpowiada w sposób, który mógł po ludzku zaboleć i zaniepokoić Józefa i Maryję: „Czemuście mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2, 49-50). Ewangelia po raz kolejny potwierdza, że Józef ma świadomość, iż Dziecko, którym się opiekuje, jest większe od niego. Dotyczy to także dzieci, które rodzą się z ziemskich rodziców. Również te dzieci nie są ich własnością. Postawa św. Józefa przypomina nam podstawowy fakt, że żadne dziecko nie zostało stworzone na obraz i podobieństwo swoich rodziców, ani nawet na obraz i podobieństwo ich najpiękniejszych aspiracji i marzeń na temat dziecka. Józef opiekuje się Kimś, kogo ogromnie kocha, ale wie, że Jezusa nie zrozumie do końca i że nie może zatrzymać Go przy sobie, ani dla siebie. Również w tym aspekcie jest wzorem dla ojców wszystkich czasów. Dojrzały ojciec wie, że wychowuje dziecko z miłości, a nie po to, by ono było do jego dyspozycji. Dorosłe dziecko ma prawo opuścić ojca i matkę i związać się ze współmałżonkiem, albo w szczególny sposób pójść za Chrystusem na drodze kapłaństwa czy życia zakonnego. Zadaniem rodziców jest pomaganie dziecku w dorastaniu do takiej dojrzałości i decyzji, a nie utrudnianie mu tego, czy posługiwanie się dzieckiem do zaspokojenia własnych celów albo aspiracji.

Józef wie, że Jezus go nieskończenie przerasta. Także rzeczywiści rodzice swoich dzieci często odkrywają, że ich synowie czy córki przerastają ich w swoich horyzontach myślenia i działania. Ale Józef — podobnie, jak każdy dojrzały rodzic — wie, że nawet takie dziecko nie przestaje być dzieckiem. Ono nadal potrzebuje mądrości rodziców i wsparcia z ich strony. Również wtedy, gdy rozumie bardzo dużo z tajemnicy życia i szlachetnego postępowania. Słów, których najbardziej potrzebuje, słów prawdy, a zwłaszcza słów miłości, nie może dziecko wypowiedzieć do samego siebie. Musi usłyszeć je od tych, którzy je najbardziej kochają.

Nawet wyjątkowo zdolne i szlachetne dziecko, także w wieku piętnastu czy osiemnastu lat, nadal potrzebuje obecności i miłości rodziców. Nadal też potrzebuje mądrej pomocy wychowawczej, która polega na tym, że rodzice potrafią jednocześnie kochać i wymagać, wspierać i mobilizować do pracy nad sobą. Nawet najbardziej zdolne i szlachetne dziecko potrzebuje czytelnych wzorów postępowania i wielkich ideałów. Dramatem jest sytuacja, gdy największą aspiracją dla dziecka czy nastolatka są łatwe pieniądze, szybka kariera „po znajomości”, łatwe więzi czy chwilowa przyjemność zamiast trwałej radości. Wtedy szybko pojawia się rzeczywiste nieszczęście i cierpienie.

Józef to wszystko rozumiał i musiał w niezwykle dojrzały sposób kochać i towarzyszyć Jezusowi skoro Ten „potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2, 51). W tym kontekście pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. Otóż Józef i Maryja znajdują Jezusa w świątyni, a nie gdzie indziej. Oto najlepszy sprawdzian odpowiedzialnego wychowania: odnajdowanie własnych dzieci w świątyni, odkrywanie, że żyją one w obecności Boga, że słuchają głosu sumienia, że są zaprzyjaźnione z Tym, który je najpełniej rozumie, kocha i chroni.

4. Św. Józef: mężczyzna, jakiego potrzebujemy w XXI wieku

Gdy zestawimy wszystkie cechy, które odkrywamy w osobowości i postawie św. Józefa, to możemy bez wahania potwierdzić, że jest to najwspanialszy mężczyzna w historii ludzkości. Właśnie dlatego w niniejszej analizie jego cech i zachowań najczęściej powtarzało się słowo: niezwykły. Święty Józef to wierny i posłuszny przyjaciel Boga, to człowiek sumienia i modlitwy, to ktoś zatopiony w ciszy, zdolny do głębokiej refleksji i wielkiej wrażliwości moralnej.

Św. Józef to także ktoś zdolny do głębokiego komunikowania się z samym sobą i z drugim człowiekiem. Ma odwagę prowadzenia trudnych rozmów i wsłuchiwania się w słowa oraz w ciszę drugiego człowieka. Nie podejmuje pochopnych decyzji. Nie kieruje się spontanicznymi odruchami. Nie ucieka od trudnych pytań i od twardej rzeczywistości jak ci, którzy sięgają po alkohol czy narkotyk, albo jak ci, którzy w obliczu trudności wycofują się z podjętych zobowiązań. Józef ma odwagę mierzyć się z prawdą o sobie, szukać swego powołania i realizować je w sposób heroiczny. Potrafi zawierzyć Bogu i zaufać człowiekowi.

Św. Józef nie żyje dla siebie, lecz staje się bezinteresownym, Bożym darem dla innych. Jest o nich zatroskany w sposób heroiczny, wierny i odpowiedzialny. Potrafi kochać w sytuacji zupełnie wyjątkowej i niepowtarzalnej w całej historii ludzkości. Kocha miłością odważną i widzialną, bo wcieloną w słowa i czyny. Św. Józef przypomina mężom wszystkich czasów tę podstawową prawdę, że nie ma miłości małżeńskiej bez miłości rodzicielskiej. Obie te miłości są ze sobą nierozerwalnie złączone. Również wtedy, gdy chodzi o ojcostwo duchowe, a nie fizyczne.

W tym kontekście warto podać zasadę, o której często próbują zapomnieć współcześni ojcowie w obliczu zabijania dzieci w fazie rozwoju prenatalnego. Niestety wielu chrześcijan powtarza bardzo szkodliwy i błędny slogan, że aborcji dokonuje matka dziecka. Tymczasem za aborcję zawsze odpowiedzialni są obydwoje rodzice. Co więcej, doświadczenie potwierdza, że najczęściej głównym odpowiedzialnym za zabicie dziecka jest właśnie jego ojciec, a nie matka. To on w takiej sytuacji wycofuje zwykle zarówno miłość do kobiety, jak i do dziecka, któremu przekazał życie. Poprzez swoje niezwykłe duchowe ojcostwo św. Józef pokazuje, jak bardzo można kochać i chronić także te dzieci, dla których nie jesteśmy fizycznymi ojcami. W tym aspekcie staje się czytelnym wzorem dla kapłanów, których powołaniem jest przyjąć innych ludzi z taką miłością, z jaką kochający rodzic przyjmuje własne dziecko.

Nie wiemy, jak długo żył św. Józef. Wszystko wskazuje na to, że nie doczekał publicznej działalności Jezusa, ani Jego śmierci na krzyżu. Gdyby jeszcze wtedy żył, to z pewnością nadal dyskretnie towarzyszyłby do końca Jezusowi oraz Jego Matce. Jednak nie ważne jest, jakiego wieku doczekał, bo przecież sensem ludzkiego życia nie jest wielość lat, lecz intensywność miłości,do jakiej zdolny jest dany człowiek. Św. Józef streszcza w sobie to wszystko, co charakteryzuje szlachetnego, Bożego mężczyznę: potrafił kochać i pracować.

Zakończenie

Na zakończenie pragnę podzielić się osobistym zwierzeniem. Otóż św. Józef otwiera moją prywatną listę mężczyzn, z których jestem najbardziej dumny. Na tej liście nie ma niestety — przynajmniej na razie – zbyt wielu imion, ale na szczęście nie jest to lista całkiem krótka. Przypominam sobie w tej chwili twarze mężów i ojców z rodzin, z którymi jestem zaprzyjaźniony. Oni są współczesnymi świętymi Józefami. Oni również potrafią kochać i pracować, modlić się i działać, chronić i umacniać tych, których Bóg im powierzył i którzy zawierzyli im własny los. Takich właśnie mężczyzn opisuję w książkach, które im z wdzięcznością i wzruszeniem dedykuję. Do tej grupy mężczyzn zaliczam też sporą grupę księży i zakonników, których miałem radość osobiście poznać i których Bożą postawę podziwiam.

Wszyscy ci mężczyźni z mojej prywatnej listy wzorcowych mężczyzn mają jeszcze jedną wspólną cechę ze świętym Józefem. Oni też pragną pozostać anonimowi i sądzą, że nie czynią nic wielkiego, że są zwykłymi mężczyznami. Protestują, gdy próbuję publicznie wymieniać ich imiona. W tej sytuacji pojawia się problem. Otóż może mi ktoś zarzucić, że tacy mężczyźni w ogóle nie istnieją. Z tego względu podaję przynajmniej jedno imię i to mężczyzny, który jest tuż za św. Józefem na mojej liście mężczyzn niezwykłych: to Jan Paweł II, który kochał bardziej i prowadził na głębię, który okazał się i ojcem, i świętym. On pomaga nam budować cywilizację miłości i życia, której z heroiczną wiernością służył święty Józef.

Im częściej będziemy wpatrywali się w postać i postawę świętego Józefa oraz tych mężczyzn, którzy są do niego podobni, tym więcej będzie w naszych trudnych czasach mężczyzn, którzy są przyjaciółmi Boga i ludzi, którzy potrafią kochać i pracować, którzy okazują się ojcami i świętymi. Fizyczne lub duchowe ojcostwo oraz świętość to Boże marzenie o każdym mężczyźnie. Święty Józef upewnia nas, że jest możliwe odkrycie i wierne wypełnianie tego marzenia.

ks. Marek Dziewiecki

opr. mg/mg

św józef

Ewangelia św. Jana 10,31- 42

Słowa i czyny Jezusa
Panie Jezu, Żydzi nie mogli zrozumieć, że jesteś Synem Bożym. Słowa te były dla nich bluźnierstwem, mimo że patrzyli na Twoje dobre czyny. Dziękujemy Ci, Panie Boże, za wszystkich ludzi, którzy podejmują wysiłki czynienia dobra wśród bliźnich. Niech ono dociera do jak największej ilości ludzi, którzy potrafią je przyjąć i docenić.
Prosimy Cię, Boże, za wszystkich, którzy z rozmaitych powodów odrzucają słowo Boże i nierzadko uprzedzają się do niego. Spraw, aby widzieli dobre czyny Jezusa oraz Jego śmierć krzyżową podjętą dla zbawienia ludzi.
Prosimy Cię, Panie Jezu, abyśmy jako wspólnota małżeńska umieli dawać dobre świadectwo innym. Niech nasze działania, będą takimi, aby ludzie dostrzegali nasze dobre uczynki i przez to chwalili Boga.
Panie Jezu, dziękujemy Ci za Ewangelię. Z niej dowiadujemy się z jaką mocą nauczałeś ludzi o Bogu, jak zbliżałeś się do biednych, chorych, płaczących, odrzuconych, jak ich uzdrawiałeś na ciele i duszy. Ty skutecznie czynisz to także i dzisiaj wśród nas.
Prosimy Cię, Panie Jezu, za wszystkich, którzy nie umieją z miłością słuchać mowy bliźnich i ich odmiennych opinii. Prosimy dla nich o zmianę wzajemnego nastawienia, o pokorę, miłość i mądrość.
Prosimy Cię, Panie Jezu, za wszystkich małżonków, aby umieli zapanować nad swymi złymi nastrojami, wadami, uzależnieniami, aby w rodzinach, nie było niepotrzebnych rozstań, łez, szkód duchowych i materialnych oraz płaczu dzieci. Prosimy Cię, aby w naszym małżeństwie mówiło się zawsze z odwagą o sprawach ważnych, trudnych i abyśmy czynili to mądrze i delikatnie, szanując siebie i szukając dobra nas wszystkich.
Przepraszamy Cię, Panie Jezu, za nieracjonalne myślenie w naszym życiu, za wyolbrzymianie naszych porażek, wzmożony krytycyzm wobec naszych dzieci.
Prosimy Cię o odwagę, abyśmy umieli uczyć się na błędach i potrafili kroczyć dalej, biorąc odpowiedzialność za nasze wybory. Nich także dzięki napotykanym przez nas trudnościom potrafimy odkrywać Boga w naszym życiu. Amen.

ks.St. Groń

słowa jezusa

Vicka o Wielkim Poście

Byłam szczęśliwa słysząc te tak natchnione słowa Vicki o Wielkim Poście, zebrane przez pewnego pielgrzyma:

“Najczęściej patrzymy na Wielki Post jak na czas, w którym dokonuje się ofiar lub praktykuje się wyrzeczenia porzucając kawę, alkohol, czekoladę, papierosy, telewizję, lub to, do czego jesteśmy najbardziej przywiązani. Ale musimy odmawiać sobie tych rzeczy z miłości do Jezusa i Maryi i czuwać nad tym, żeby z tego nie czerpać chwały osobistej. Często z niecierpliwością oczekujemy końca tych 40 dni, żeby móc na nowo pić, znowu zasiąść przed telewizorem, itd…,ale to nie jest dobry sposób, żeby przeżyć Wielki Post!

Zapewne Najśw. Panna prosi nas o ofiary, ale ona prosi nas o nie zawsze, nie tylko w czasie Wielkiego Postu. Podczas Wielkiego Postu powinniśmy ofiarowywać Bogu wszystkie nasze pragnienia, nasze krzyże, nasze choroby, nasze cierpienia, żeby móc kroczyć z Jezusem, iść z Nim na Kalwarię. Powinniśmy pamiętać o tym, żeby pomagać Mu nieść Jego krzyż, a także pytać Go: “Panie, jak mogę Ci pomóc? Co mogę Ci ofiarować?” Ponieważ to za nas wszystkich On niesie Swój krzyż. Nie mówię tego w tym sensie, że On nie jest zdolny nieść Swojego krzyża, lecz gdy złączymy się z Nim w głębi swego serca, to stanie się to czymś bardzo pięknym. Nie zwracam się do Niego tylko wtedy, gdy Go potrzebuję, lecz idę z Nim, gdy On mnie najbardziej potrzebuje, gdy On za nas cierpi.

Najczęściej, gdy mamy krzyż, który możemy Mu ofiarować, to przeciwnie, prosimy w taki sposób: “Panie, proszę Cię, zdejmij ten krzyż z moich ramion, jest bardzo ciężki, ja nie mogę! Dlaczego ten krzyż spadł na mnie, a nie na kogoś innego?” Nie! Nie o to powinniśmy prosić. Gospa powiedziała nam, że raczej powinniśmy mówić: “Panie, dziękuję Ci za ten krzyż, dziękuję Ci za wielki dar, jaki mi dajesz!”

Bardzo rzadko zdarzają się tacy, którzy rozumieją wielką wartość krzyża i wielką wartość daru, jakim są nasze krzyże, gdy są ofiarowane Jezusowi. Możemy się tyle nauczyć poprzez ten dar krzyża! W tym czasie Wielkiego Postu powinniśmy zrozumieć sercem, jak Jezus nas kocha i powinniśmy iść u Jego boku z ogromną miłością i próbować jednoczyć się z Nim w Jego Męce. Taka jest ofiara, jakiej On oczekuje z naszej strony. Idźmy więc tak, a wtedy, gdy z chwilą zmartwychwstania nastąpi dzień Wielkanocy, nie patrzmy na zmartwychwstanie z zewnątrz, bo my także zmartwychwstaniemy z Jezusem. Ponieważ staniemy się wolni wewnętrznie, wolni od nas samych i wolni od naszych przywiązań. Czyż nie jest to cudowne? Będziemy zdolni przeżywać Jego miłość i Jego zmartwychwstanie wewnątrz nas samych!

Każdy przyjęty krzyż ma przyczynę swego istnienia. Bóg nigdy nie daje nam krzyża bez przyczyny, bez sensu. Wie, w jakim momencie zdjąć nam ten krzyż. Gdy cierpimy, podziękujmy Jezusowi za ten dar, a także powiedzmy Mu: “Jeśli masz inny podarunek dla mnie, jestem gotów. Lecz przede wszystkim błagam Cię, żebyś dał mi siłę, a także odwagę do niesienia mojego krzyża i kroczenia naprzód z Tobą, Panie!”

Przypominam sobie, w jaki sposób Gospa mówiła mi o cierpieniu, gdy powiedziała: “Gdybyście znały wielką wartość cierpienia!” To naprawdę jest bardzo wielka rzecz! Następnie reszta całkowicie zależy od nas i od dyspozycji naszego serca. Wszystko będzie zależało od naszego “tak” wypowiedzianego Jezusowi. Potrzeba całego życia, żeby się tego nauczyć i iść naprzód. Każdego ranka, gdy się budzimy, możemy zacząć nasz dzień z Bogiem. Gospa nie prosi nas, żebyśmy się modlili cały dzień, lecz żebyśmy umieścili modlitwę na pierwszym miejscu, żebyśmy Boga umieścili na pierwszym miejscu, a później wykonywali nasze prace i szli naprzód we wszystkich dziedzinach naszego życia, odwiedzali chorych, itd.

Gdy czynimy akt miłości bez modlitwy, to to nie ma wartości. Tak samo, gdy się modlimy, lecz nie działamy z miłością, to to też nie ma wartości. Te dwie rzeczy, modlitwa i miłość, idą zawsze razem. I tak dzień po dniu, idziemy naprzód!” (Koniec słów Vicki)

Gdy wiemy, ile Vicka cierpi i z jaką miłością poświęca swoje życie pielgrzymom, którzy odwiedzają Medjugorje, te słowa nabierają szczególnego znaczenia. Vicka naprawdę każdego dnia przeżywa drogę krzyżową z Jezusem i wie, jaką to przynosi radość. Jaką cudowną radę daje nam na ten Wielki Post!

Słowa Vicki odzwierciedlają słowa siostry Faustyny: “O, gdyby dusza cierpiąca wiedziała, jak ją Bóg miłuje, to skonałaby z radości i nadmiaru szczęścia: poznamy kiedyś, czym jest cierpienie, ale już będziemy w niemożności cierpienia. – Chwila obecna jest nasza.” (Dzienniczek, 963)

Droga Matko, w tym Wielkim Poście, chcemy iść naprzód, pomóż nam, żebyśmy z miłością odpowiedzieli Jezusowi “tak”.

Cathy Nolan