Spójrzmy na siebie oczyma Jezusa!
Rozmowa z ks. Grzegorzem Stołyciem – proboszczem parafii greckokatolickiej w Chrzanowie koło Ełku
Parafia w Chrzanowie istnieje od 1947 roku i jest najstarszą parafią greckokatolicką działającą nieprzerwanie na terenach, gdzie osiedlono ludność greckokatolicką deportowaną na skutek akcji „Wisła”. Ksiądz Grzegorz również prowadzi Ośrodek Pomocy Duchowej.
— W jaki sposób prostotę wiary można odnieść do swego życia? — Gdy przyjeżdża pojedyncza osoba czy małżeństwo do ośrodka, to zaczynam od stwierdzenia, że całe nasze życie trzeba uprościć. Nie stosuję jakiejś wielkiej filozofii, a prostotę i zachęcam do takiej postawy. Bo z prostoty wiele rzeczy też wynika. Odwołuję się do samego Jezusa. On w prosty sposób chciał nam pokazać, co w naszym życiu najważniejsze. Chrystus mógł przyjść w pełni chwały, tak jak teraz oczekujemy na paruzję, a przyszedł w prostocie, narodził się w rodzinie i to biednej rodzinie, w warunkach bardzo trudnych. Daje On bardzo czytelny przekaz dla nas, co każdy z nas potrzebuje w życiu. Myślę, że można to ująć w trzech aspektach: Po pierwsze, Jezus od początku dziejów był wymodlony, oczekiwany. Przez to chciał powiedzieć, że każdy z nas też tego potrzebuje, potrzebujemy czuć się kochanymi. W ośrodku poznaję wiele osób, które mówią: Czuję się dzieckiem niechcianym, niekochanym, nieoczekiwanym… Albo wręcz rodzice mówią wprost swoim dzieciom: Jesteś moim wielkim nieszczęściem, przez ciebie mam wiele problemów… Po drugie, Jezus czerpał z miłości swoich rodziców. Obserwował tę miłość, żył nią. Z niej czerpał. Przez to Jezus chce nam powiedzieć, że każdy z nas potrzebuje miłości rodziców. Po trzecie, Jezus był wychowywany w prawdziwej, żywej wierze swoich rodziców. Widział modlących się rodziców, korzystających z praktyk religijnych, razem chodził z nimi do świątyni. Chce nam powiedzieć: Ja to miałem, ale czy ty to miałeś? Czy ty możesz czerpać z prawdziwej wiary swoich rodziców? To jest właśnie ta prostota, którą pokazuje Jezus. Widzę w swojej pracy tu w ośrodku, że kłopoty zaczynają się, gdy któryś z tych aspektów nie jest w życiu ludzkim dobrze zrealizowany, dobrze wypełniony. A często jest tak, że osoba z płaczem przyznaje, gdy wymieniam te trzy aspekty, że wszystkie są na minus. Każdy brak jest źródłem różnych zawirowań, różnych problemów w wierze. Dlatego też potrzebujemy Jezusa, bo tylko On może uzupełnić nasze braki. Po to przyszedł. On nam mówi, że to jest nam potrzebne, bez tego ciężko będzie żyć. Wszystkie inne zawirowania późniejszego naszego życia są skutkami pierwotnych zranień! To jest ta prostota.
— Jednak bardzo trudno jest zmienić obraz siebie, gdy w tych trzech aspektach nie było z czego czerpać… — Dlatego też podkreślam, że każdy z nas musi na siebie spojrzeć oczyma Jezusa. Często jest tak, że my oceniamy siebie oczyma innych ludzi, którzy nas krytykują, śmieją się z nas, poniżają, zaniżają naszą wartość, skupiają się na naszych słabościach i grzechach. Przykłady mamy w Ewangelii. Gdy do Jezusa przyprowadzono jawnogrzesznicę – to jak ją ocenili ludzie? Z perspektywy jej grzechów. Jezus ocenił całkiem inaczej. I stąd też bardzo ważne jest, abyśmy sami na siebie patrzyli oczyma Jezusa. Jezus patrzy na nas w takich kategoriach: od momentu poczęcia – czy byliśmy oczekiwani; jakie było nasze dzieciństwo – czy mieliśmy z czego czerpać od rodziców, bo wszystko ma być budowane na prawdziwej miłości i wierze. Ale czy my w taki sposób na siebie potrafimy patrzeć? To jest istotne! Moim zadaniem w ośrodku jest pomoc ludziom, aby spojrzeli na siebie oczyma Jezusa. Zachęcam do postawienia sobie pytania: Jezu, jak Ty patrzysz na mnie? Jak Ty mnie oceniasz? Proponuję, aby osoba przedstawiła mi „film z własnego życia”, bo wtedy będzie widać, co było nie tak. Później idziemy do kaplicy – tutaj jest drugi ważny etap. Wszystko przedstawiamy Jezusowi. Wszystko Mu przekazujemy i prosimy o uzdrowienie tego, co jest chore. W ten sposób dochodzi do przemiany myślenia o sobie. Ciekawe, że do tej pory spotkałem się tylko z jedną osobą, która stwierdziła, że bardzo by chciała wierzyć, że szuka wiary. Wszyscy inni głęboko wierzyli.
— Gdy Jezus uzdrawiał epileptyka, ojciec chłopca powiedział: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu. Taka postawa wydaje się być aktualną i dzisiaj. — Jesteśmy bombardowani wielością informacji, gubimy się w tym, co jest prawdą, a co nie, co ważne, a co nie. Bardzo trudno nam uznać, że Bóg ufa nam, że patrzy na nas z miłością, że jestem dla Niego kimś bardzo drogim, za kogo Jezus chciał oddać życie. Pewien kapłan powiedział, że miłość zaczyna się już tam, gdzie się uśmiechamy. Uśmiech przychodzi mi łatwo, ale dla osób, które tu przyjeżdżają – przeważnie trudno. Gdy widzę, że dana osoba sama siebie nie kocha, mówię: słuchaj, ja ciebie kocham. A jeżeli ja jako zwyczajny, prosty kapłan mogę cię kochać, to tym bardziej Jezus. To wystarczy, aby osoba zaczęła o sobie inaczej, pozytywnie myśleć. Uważnie wysłuchuję opowieści o całym życiu tej osoby. Czasami przechodzimy przez wielkie brudy. Nic dziwnego, bo gdy w życiu nie było prawdziwej miłości, nie można było budować na prawdziwej wierze rodziców – to później te rany powodują wielkie grzechy. Bóg nas potrzebuje, aby się nami posłużyć do niesienia pomocy innym. Aby zaradzić własnemu niedowiarstwu, też potrzebujemy drugiej osoby. Podoba mi się ten fragment w Piśmie Świętym, gdy Jezus wskazuje na dziecko i mówi: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego(Mt 18, 3). Dziecko jest bardzo proste, nie filozofuje, nie wymyśla. Jeżeli ktoś coś głupiego mówi, to dziecko bez ceregieli powie, że to jest głupie albo wręcz: jesteś głupi!. Nie owija w bawełnę, po prostu mówi tak, jak myśli. Bez przeliczania, czy coś przez to zyska, czy straci. Do takiego kontaktu z Bogiem zawsze mocno zachęcam.
— Co powoduje, że dzisiejszy człowiek traci wiarę? — Każda rana boli. Często chcemy zapomnieć o tym, co nas boli. Wówczas krzyczymy, tupiemy nogami, okazujemy agresję, złość wobec innych, względem całego świata na różne sposoby. Z obserwacji tutaj w ośrodku widzę, że osoba, która ma w sobie chociaż trochę na plus z tych trzech wcześniej omówionych aspektów, całkiem inaczej spostrzega świat: nie ocenia, nie osądza innych. Ten, kto ma wielkie braki w miłości, będzie uciekał od bólu na różne sposoby. Gdy przychodzę do młodzieży i zaczynam o tym mówić, widzę wyciszenie, bo dotykam tego, co boli. Mówię: możesz oszukiwać kolegów, znajomych, ale widzę, że nie czujesz się kochanym, kochaną. Gdy pytam, czy widziałeś, czułeś, że twoi rodzice się kochają, że jest między nimi miłość, często widzę oczy opuszczone. Gdy pytam, czy tato powiedział tobie, że cię kocha, również odwracają oczy. Staram się uświadamiać, że rodzice nas ranili nie ze złej woli, ale dlatego, że często sami byli ranieni. I to należy przerwać. My nie możemy dalej ranić – dlatego koniecznie musimy leczyć rany, a Jezus, nasz Przyjaciel, chce nam pomóc!
— Jaka jest moja wiara? Czy można to w jakiś sposób samemu sprawdzić? — Myślę, że w pierwszym rzędzie trzeba zapytać, czy to, co Jezus przekazał nam swoim przyjściem na ziemię, jest w moim życiu uzupełnione, przemienione, uzdrowione. Bo to stanowi o mojej relacji z Bogiem. Bez tego ciężko przeżywać prawdziwą wiarę, bo gdy przyjdzie moment załamania, trudno „będzie nam się ostać”.
— Nie łatwo jest znaleźć informacje o Ośrodku Pomocy Duchowej w Chrzanowie. Dlaczego? — Do tej pory dowiadywano się o istnieniu tego ośrodka metodą: osoba – osobie. Ta metoda, jak na obecnie panujące tu warunki, jest konieczna. Trwają remonty.
— Kto tutaj może przyjechać? — Z ośrodka dotychczas w większości korzystali rzymskokatolicy. Nie zamykam się na jedno wyznanie, staram się pomagać konkretnemu człowiekowi, który tu przybywa. Jednym z moich zadań jest działalność na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego. Zauważyłem, że wierni Kościoła rzymskokatolickiego bardzo mało wiedzą o Kościele greckokatolickim. Często są nawet zaskoczeni, że mogą u nas przyjmować Komunię św., korzystać ze spowiedzi… Liturgia jest sprawowana po ukraińsku, jednak mamy modlitewniki z tłumaczeniem na polski, co ułatwia uczestnictwo. Może przyjechać każdy, kto pragnie żywej relacji z Bogiem. Zauważam, że gdy w życiu przychodzi choroba, załamanie, myśli samobójcze – ludzie zapominają o tym, aby zaczynać od Jezusa. Na pytanie, gdzie szukali pomocy, wymieniają różnych lekarzy z całej Polski, nawet zza granicy, a sakramentu chorych nie przyjęli. Mówiąc najkrócej, ideą ośrodka jest pomoc w leczeniu duszy.
Rozmawiała: Monika Rogińska |
|