Dziś rozpoczyna się w Kościele katolickim czas oczekiwania na przyjście Zbawiciela.

Jest to bogaty w symbolikę, czterotygodniowy okres przygotowania do Bożego Narodzenia oraz wzmożonego oczekiwania na koniec czasów i ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa. Czterotygodniowy czas Adwentu, który nie jest okresem pokuty, ale radosnego oczekiwania, obfituje w zwyczaje i symbole. Jest podobny do całego ludzkiego życia, które jest oczekiwaniem na pełne spotkanie z Bogiem.

Adwent jest wyjątkowym czasem dla chrześcijan. Słowo adwent pochodzi z języka łacińskiego “adventus”, które oznacza przyjście. Dla starożytnych rzymian słowo to, oznaczało oficjalny przyjazd cezara. Dla chrześcijan to radosny czas przygotowania na przyjście Pana. Oczekiwanie na przyjście Chrystusa musi rodzić radość, gdyż jest oczekiwaniem na przyjście Jezusa. Dlatego też Adwent jest nie tyle czasem pokuty, ile raczej czasem pobożnego i radosnego oczekiwania. Opuszczenie hymnu Gloria nie jest wyrazem pokuty, jak w Wielkim Poście, lecz znakiem czekania na nowe zabrzmienie hymnu anielskiego śpiewanego w noc narodzenia Jezusa (Łk 2, 14).

Teologicznie czas ten wyraża oczekiwanie Kościoła na podwójne przyjście Chrystusa. W pierwszym okresie akcent położony jest na Paruzję, czyli ostateczne przyjście Chrystusa na końcu świata. Ostatni tydzień natomiast bezpośrednio przygotowuje do narodzenia Chrystusa, przez które Bóg wypełnia wszystkie obietnice złożone w historii.

Adwentowe czytania mszalne dotyczą m.in. dramatycznych nawoływań proroków, którzy zachęcają do nawrócenia, podkreślają zbliżający się kres czasu i ostateczne nastanie Królestwa Bożego. Równocześnie jednak Kościół przypomina o nadziei, jaka wiąże się z paruzją, czyli ponownym przyjściem Chrystusa – w każdej Mszy św. padają słowa: “abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Pana Jezusa Chrystusa”.

Najbardziej charakterystycznym zwyczajem adwentowym, zwłaszcza w Polsce, są Roraty. Jest to Msza św. sprawowana ku czci Najświętszej Maryi Panny, zwykle bardzo wcześnie rano. Wierni, często w ciemnościach przenikniętych jedynie blaskiem trzymanych w ręku świec, wraz z Maryją czekają na wybawienie jakie światu przyniosły narodziny Zbawiciela.

W niektórych miejscach na roratnich Mszach na początku w procesji z kruchty kościoła do ołtarza z lampionami w ręku idą dzieci. Mszę św. rozpoczyna się przy wyłączonych światłach, mrok świątyni rozpraszają jedynie świece i lampiony. Dopiero na śpiew “Chwała na wysokości Bogu” zapala się wszystkie światła w kościele.

Uczestnictwo dzieci w Mszach roratnich wiąże się ze zwyczajem podejmowania różnych dobrych postanowień na czas Adwentu. Dzieci często zapisują te postanowienia na kartkach, składanych następnie przy ołtarzu. Mają one wyrażać wewnętrzne przygotowanie do Bożego Narodzenia i chęć przemiany życia.

Z Roratami związany jest zwyczaj zapalania specjalnej świecy ozdobionej mirtem, nazywanej roratką. Symbolizuje ona Maryję, która jako jutrzenka zapowiada przyjście pełnego światła – Chrystusa. Innym zwyczajem jest zawieszanie w kościele wieńca z czterema świecami oznaczającymi cztery niedziele Adwentu. Z upływem kolejnych tygodni podczas Rorat zapala się odpowiednią liczbę świec. Świece i lampiony tak często używane w liturgii adwentowej wyrażają czuwanie. Nawiązują one do ewangelicznych przypowieści m.in. o pannach mądrych i głupich. Światło jest też wyrazem radości z bliskiego już przyjścia Chrystusa.

Nazwa “roraty” pochodzi od pierwszego słowa łacińskiej pieśni na wejście śpiewanej w okresie Adwentu – “Rorate coeli” (Niebiosa, spuśćcie rosę).

W liturgii adwentowej obowiązuje fioletowy kolor szat liturgicznych. Jako barwa powstała ze zmieszania błękitu i czerwieni, które odpowiednio wyrażają to co duchowe i to co cielesne, fiolet oznacza walkę między duchem a ciałem. Zarazem połączenie błękitu i czerwieni symbolizuje dokonane przez Wcielenie Chrystusa zjednoczenie tego co boskie i tego co ludzkie. Wyjątkiem jest III niedziela Adwentu – tzw. Niedziela “Gaudete” (radujcie się). Obowiązuje w niej różowy kolor szat liturgicznych, który wyraża przewagę światła, a tym samym bliskość Bożego Narodzenia.

Adwent dzieli się na dwa podokresy, z których każdy ma odrębne cechy, wyrażone w dwóch różnych prefacjach adwentowych.

Pierwszy podokres obejmuje czas od pierwszej niedzieli Adwentu do 16 grudnia, gdy czytane są teksty biblijne zapowiadające powtórne przyjście Zbawiciela na końcu świata i przygotowujące do spotkania z Chrystusem Sędzią. Dni powszednie w tym okresie przyjmują wszystkie obchody wyższe rangą (tzn. wspomnienia dowolne, obowiązkowe, święta i uroczystości).

Drugi okres Adwentu, od 17 do 24 grudnia, to bezpośrednie przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia. W tym okresie w dni powszednie można obchodzić jedynie święta i uroczystości.

Dawniej Adwent był czasem szczególnej aktywności różnych bractw. Przy kościołach istniały kapele rorantystów, które śpiewem i muzyką uświetniały celebracje, przez co przyciągały wiernych i upowszechniały zwyczaj Rorat. W XIX w. w Warszawie istniało również bractwo roratnie, które ze sprzedaży świec uzyskiwało fundusze na pomoc ludziom ubogim. Obecnie corocznie podobną akcję sprzedaży świec prowadzi pod hasłem katolicka Caritas. Od 6 lat w akcji Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom uczestniczą też organizacje charytatywne Kościołów prawosławnego i ewangelicko-augsburskiego.

Pierwsze wzmianki na temat Adwentu jako okresu przygotowania do świąt Bożego Narodzenia pochodzą z IV w. W Rzymie zwyczaj ten znany był od VI w. i obejmował cztery tygodnie przed świętami. Przez pewien czas Adwent był okresem postu, co dalej jest zachowywane w liturgii wschodniej.

za gość.pl

Twego królowania nam potrzeba!

Akt przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana odczytał dziś w krakowskich Łagiewnikach abp Stanisław Gądecki

Na zakończenie sobotniej Eucharystii w sanktuarium Bożego Miłosierdzia, w której uczestniczyło ok. 110 tys. wiernych na czele z Prezydentem RP Andrzejem Dudą, abp Gądecki przed wystawionym Najświętszym Sakramentem odczytał Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana. “Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie” – brzmiały jedne z pierwszych zdań aktu.

Jutro zostanie on także odczytany we wszystkich kościołach w całej Polsce.

W Jubileuszowym Akcie Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana wierni przeprosili Boga m.in. za wszystkie grzechy swoje i całego narodu oraz pokornie zobowiązali się do poddaniu się Jego prawu i panowaniu. Zawierzyli również Bożemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków narodu, którzy nie podążają Jego drogami. Następnie zawierzyli też Bogu wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża.

– Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia – prosili.

Zostały w nim zawarte także m.in. słowa żalu za “narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia”, przyrzeczenie podporządkowania życia osobistego, rodzinnego i narodowego prawom Bożym, zawierzenie Bogu państwa polskiego, rządzących i wszystkich narodów świata.

“Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia” – modlił się abp Stanisław Gądecki.

– Pragniemy dziś świadomie i uroczyście, osobiście i zbiorowo, przyjąć Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Pragniemy wyrazić Mu wdzięczność za Jego niezmienną wierność, za miłosierną miłość Jego Serca – tłumaczył na początku Eucharystii przewodniczący jej kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, dodając, że chcemy również zaprosić Jezusa do naszych serc i rodzin, do naszych wspólnot i środowisk.

– Pragniemy zaprosić Go do tego wszystkiego, co Polskę stanowi. Nie lękajmy się takiego aktu. Jezus Chrystus niczego nam nie zabiera, a wszystko daje. Jego panowanie nikomu nie zagraża, bo wyraża się przez miłość, która została ukrzyżowana. Pragniemy jednocześnie i pokornie przyrzec, że pomni naszych niewierności, chcemy jednak strzec Bożego prawa, pilnować naszych sumień, mieć serce dla wszystkich potrzebujących naszej pomocy, a których Jezus nazwał swoimi braćmi najmniejszymi – mówił hierarcha.

Z kolei bp Andrzej Czaja, ordynariusz diecezji opolskiej oraz przewodniczący Zespołu ds. Ruchów Intronizacyjnych KEP, w swojej homilii zauważył, że trzeba, by Ten, w którym mamy odpuszczenie grzechów, zakrólował w naszym życiu.

– Nie jest bowiem naszym zadaniem ogłaszanie Chrystusa królem Polski, ale poddanie się Jego panowaniu, zawierzenie Mu całej ojczyzny i całego narodu oraz naszych rodzin. Mamy wyznać z wiarą, że Jezus jest naszym Panem i Zbawicielem, a będąc tu dziś, pokazujemy, że chcemy przyjąć Go jako Króla i Pana – podkreślał bp Czaja, dodając, że nie trzeba się tego bać, ponieważ Jezus nie przychodzi jak złodziej i niczego nam nie zabiera, ale raczej przemienia, umacnia i uzdrawia.

– On nie czeka na nasze dary, ale jest naszym największym dobrodziejem i naszym Zbawicielem. Nie możemy więc postąpić jak wielu, którzy zwątpili i szydzą. Trzeba natomiast w Chrystusa wierzyć i co dnia tę wiarę wyznawać, oddawać Mu chwałę i żyć na Jego chwałę – apelował ordynariusz diecezji opolskiej.

Jak podkreślał, Boże życie jest naszym udziałem od momentu chrztu świętego, jednak ten ogromny potencjał może być przez nas zmarnowany. – Sami nic nie możemy, jednak wystarczy otworzyć drzwi i przyjąć Pana we wszystkich sferach życia, a On je uporządkuje i napełni pokojem, którego świat dać nie może – przekonywał przewodniczący Zespołu ds. Ruchów Intronizacyjnych KEP, dodając, że w codziennym życiu potrzeba nam Bożego ducha owocującego łagodnością, dobrocią, opanowaniem, cierpliwością.

Potrzeba też wyrazistego poszanowania Bożego prawa, by prawo ludzkie nigdy nie było ponad nim i aby nie dochodziło do łamania ludzkich sumień i lekceważenia tego, co etycznie dobre – apelował. – Na co dzień nie bardzo jednak umiemy żyć tym, czym żyliśmy podczas ŚDM, a kończąc Rok Miłosierdzia i obchody 1050. rocznicy chrztu Polski, trzeba z bólem przyznać, że coraz bardziej brakuje w naszym Kościele i narodzie otwartej tożsamości, która warunkuje i znamionuje rozwój autentycznej wiary i egzystencji chrześcijańskiej – zauważył bp Czaja.

Przypomniał też, że nie możemy widzieć w człowieku inaczej myślącym czy inaczej wierzącym od razu przeciwnika czy wroga. – U podstaw zdrowej tożsamości chrześcijańskiej jest wiara żywa i świadoma. Tam, gdzie jej brak, pojawiają się różne schorzenia w chrześcijańskiej egzystencji. Nieraz mamy do czynienia z infantylnością wiary, innym razem rozwija się fundamentalizm, jednak najczęściej Bóg spychany jest na margines naszego codziennego życia. (…) Trudno być wtedy obrońcą i świadkiem wiary, człowiekiem sumienia, człowiekiem wrażliwym i prawym, ponieważ duch ludzki nie unosi się wówczas na skrzydłach wiary i rozumu – mówił z naciskiem .

Jak również zauważył, nie zawsze potrafimy być miłosierni jak Ojciec – wiele osób nie przychodzi nawet na niedzielną Mszę św. i trudno jest nam też okazać miłosierdzie bliźnim, a media często osądzają człowieka, zanim sprawa trafi do sądu.

– To trzeba zmienić, bo proklamacja Aktu Przyjęcia Jezusa za Pana i Króla zobowiązuje i ma uporządkować nasze życie po Bożemu – apelował, prosząc, by tegoroczny Adwent był czasem zaproszenia Jezusa do naszych domów i rodzin, by panowała między nami miłość wzajemna.

Warto dodać, że z okazji dzisiejszej uroczystości Prezydent RP Andrzej Duda podarował łagiewnickiej bazylice ozdobny Ewangeliarz.

za gość.pl

Uwielbienie -cd

„Więcej uwielbienia! Więcej chwały! 
Bezustannie chwalić i czcić, bardziej i bardziej, więcej i mocniej!” 

To brzmi jak prowadzenie modlitwy przez jakiegoś obłąkanego pseudocharyzmatyka, który próbuje rozkręcić w ekstazie siebie i innych. Czy na pewno?

W rzeczywistości są to obsesyjne myśli pewnego człowieka, który żył kilka wieków temu. Ten gość nie potrafił myśleć o niczym innym jak o uwielbianiu Boga – kompulsywnie szukał Go we wszystkim i we wszystkim oddawał Mu chwałę. Przypominał sobie i innym, aby Bożą chwałę zawsze mieć przed oczami. Prawie każdą czynność zaczynał od prośby, aby była ona na większą chwałę Boga. Większą! Nie można po prostu chwalić Boga. Trzeba Go chwalić bardziej i więcej! Ba, to hasło stało się częścią życia tego człowieka, pieczątką, którą naznacza się teraz wszystko, co z nim związane. Ad maiorem Dei gloriam – AMDG– cztery litery, które pojawiają się wszędzie, gdzie powieje duch św. Ignacego Loyoli. Zaryzykuję stwierdzenie, że Ignacy był świętym, który miał największą obsesję na punkcie uwielbiania Boga. A skoro tak, to czemu nie nauczyć się uwielbienia od niego?

KONKRET

Uwielbienie Ignacego jest inne niż nam się może wydawać. Nie ma tam słów ani pieśni. Nie ma długich godzin modlitwy. Ten święty, jak sam przyznaje, bardzo lubił słuchać śpiewanej Liturgii Godzin, ale… sam zrezygnował z tej formy, zarówno w swoim życiu, jak i w życiu wspólnotowym zakonu, który założył. Kochał modlitwę i swego czasu spędzał na niej siedem godzin dziennie, ale… ostatecznie rozeznał, że to pokusa złego ducha, która odciąga go od prawdziwego uwielbienia. Dlaczego tak? Przecież to wszystko jest dobre i piękne! Ignacy miał jednak obsesję na punkcie WIĘKSZEJ chwały Bożej. Tak, można Boga uwielbiać BARDZIEJ. Nie wystarczało mu uwielbienie, szukał uwielbienia na MAXA. Rozeznał w swoim życiu, że prawdziwego uwielbienia nie można zakładać na słowach, ale na czynach. Można Bogu mówić i śpiewać wiele wspaniałych pieśni, ale dopiero czynem, działaniem, decyzją – sprawimy, że Boża chwała naprawdę zajaśnieje w świecie. Ignacy był człowiekiem konkretu. Jego uwielbienie „na maxa” było uwielbieniem konkretu. W ten sposób bardzo żył słowami Jezusa: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” (Mt 7, 21).

  • Pierwsza wskazówka Ignacego co do uwielbienia: 

      przestań gadać, zacznij działać!

CEL

Działać – ale jak? Jeżeli zadajesz sobie teraz to pytanie, to bardzo dobrze. Bo to pytanie jest w centrum uwielbienia proponowanego przez św. Ignacego. Aby móc na nie odpowiedzieć, trzeba sobie najpierw poukładać w głowie:

jaki jest cel mojego życia i co teraz jest w nim najważniejsze.

I uwaga! To nie jest dodatek. To jest podstawa uwielbienia wg Ignacego! Bez tego dalsza część artykułu nie ma sensu. Celem jest chwała Boża. Ale…

1. Co dla mnie znaczy chwała Boża?

2. W jaki sposób chcę Boga chwalić całym moim życiem? Czyli: jak chcę Mu służyć?

3. Co w tym momencie mojego życia pomoże mi zbliżyć się do punktu 1 i 2?

To są pytania, na które każdy musi sobie odpowiadać (codziennie, co tydzień, co miesiąc), szukając coraz trafniejszej odpowiedzi. Aby to lepiej wyjaśnić, przywołam fragment konstytucji jezuitów. Dotyczy on młodych jezuitów, którzy studiują, przygotowując się do kapłaństwa:

„…niech będą przekonani, że nic milszego dla Boga nie uczynią ponad to, że pilnie będą się uczyć (…) [dlatego] należy usuwać wszystko, co przeszkadza w nauce (…) nabożeństwa, umartwienia (…) i inne działania na rzecz bliźnich”.

Jeżeli jestem jezuitą-studentem, to najbardziej uwielbiam Boga studiując. To czyni ze mnie doskonalsze narzędzie w ręku Boga, by później Jemu bardziej służyć i wielbić Go w pracy apostolskiej. Wszystko, co mnie od studiów odciąga – jest pokusą, która pomniejsza moje uwielbienie i osłabia moją przyszłą współpracę z Bogiem. Podobnie, jeżeli jestem matką – najbardziej uwielbiam Boga wychowując swoje dzieci na wspaniałych ludzi. Jeżeli jestem mężem i ojcem – uwielbiam Boga dbając o rodzinę i dom. Chwałą Boga jest kochająca się rodzina. Uwielbieniem jest wierna i sumienna praca.

Innymi słowy, uwielbienie wg Ignacego to całkowite zaangażowanie się w moje 

„tu i teraz” w moim życiu, i robienie tego, co należy robić.

To jest bardzo trudny punkt. Wszyscy uciekamy od bycia „tu i teraz” i realizacji swojego powołania, bo to kosztuje. Bardzo często uciekamy od swojego życia w pseudouwielbienie – czyli w długie modlitwy, życie wspólnoty modlitewnej, charyzmaty i nie wiadomo co jeszcze, odwracając się od swojego „tu i teraz” plecami. To jest udawanie przed sobą i przed Bogiem, i nie ma nic wspólnego z uwielbieniem Go, chociaż możemy przy tym używać pięknych modlitw. Wszystko (nawet koncert uwielbieniowy!), co oddala mnie od mojego celu, powołania, mojego życia – jest antyuwielbieniem! Jeszcze raz: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca”. Ignacy był twardym człowiekiem, nie bał się stawać twarzą w twarz ze swoim życiem i z samym sobą. A miał czego się obawiać. Był realistą do bólu, badał wszystkie myśli i uczucia, był podejrzliwy i nie dawał się zwieść fałszywym inspiracjom. Jesteś pewien, że chcesz iść dalej?

SŁUCHANIE

Jak już wspomniałem, św. Ignacy cały czas pytał siebie i Boga: Co będzie WIĘKSZYM uwielbieniem? Co przyniesie Bogu większą chwałę? To pytanie było dla niego tak ważne, że przy niektórych kwestiach odprawiał kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt Mszy w intencji dobrego rozeznania odpowiedzi (pisałem już, że miał obsesję na punkcie uwielbienia?).

Dlatego ignacjańska modlitwa uwielbienia jest przede wszystkim modlitwą słuchania. Uwielbiam przez to, że słucham. Dlaczego? Bo Bóg nieustannie mówi i się objawia, a jeżeli Go nie słucham i nie zauważam – nie jestem w stanie na to dobrze odpowiedzieć! Każde moje działanie jest uwielbieniem Boga wtedy, gdy jest odpowiedzią na Jego zaproszenie.

Jeżeli nie słuchamy Boga, to zaczynamy tworzyć „uwielbienie” po swojemu – które wcale nie jest uwielbieniem. Tworzymy dzieła i wspólnoty, podejmujemy decyzje, które są raczej uwielbieniem nas samych niż Boga. Uwielbienie u Ignacego jest modlitwą słuchania. Słucham, co Bóg mówi. To może trwać dzień, tydzień, miesiąc, rok. Ale ja cierpliwie czekam i słucham, bo wolę zrobić jedną rzecz według Boga, oddając Mu chwałę, niż tysiąc rzeczy według siebie.

  • Stąd kolejna wskazówka Ignacego:

      nie można uwielbiać na oślep.

Uwielbienie i działanie nie wychodzi ode mnie – jest inicjatywą i zaproszeniem Boga. Ignacy woli w tym samym czasie zrobić jedną rzecz, którą długo będzie rozeznawał jako Wolę Boga, niż sto innych, które są obiektywnie dobre.

NIE DLA WSZYSTKICH

Nie opisałem tutaj wszystkich aspektów ignacjańskiego uwielbienia, a te wspomniane musiałem skrócić i uprościć. Ten tekst może nie dawać konkretnych narzędzi i instrukcji, ale mam przynajmniej nadzieję, że zainspirował tego, kogo miał zainspirować, do poszukiwań tego WIĘCEJ.

Wszystkim zainteresowanym chciałbym zaproponować rekolekcje ignacjańskie lub książkę „Uwielbienie – tego da się nauczyć”, która szerzej przedstawia ignacjańskie uwielbienie. Podsumowując to, co napisałem powyżej:

konkret, bardziej, cel, prawda, słuchanie, działanie.

Duchowość ignacjańska i uwielbienie ignacjańskie jest trudne i nie jest dla wszystkich.

Większości ludzi wystarczy zwykłe uwielbienie. Są jednak wśród nas tacy maniacy jak św. Ignacy, którzy czują się niespokojni i chcą Boga uwielbiać bardziej, więcej, mocniej. Są tacy, którzy pragną współpracować z Bogiem tu, na ziemi, rozszerzając Jego Królestwo. Takich Bóg powołuje na liderów Kościoła, aby – jak pierwsi jezuici, z obsesji szukania większej chwały Boga – zmienili świat.

„Przypatrzcie się Waszemu powołaniu, a zobaczycie, że to, co w wypadku innych nie byłoby mało, w Waszym wypadku nie wystarczy. (…) Bóg zechciał, żebyście wszyscy mogli poświęcić się celom, dla których Was stworzył, mianowicie szerzeniu Jego czci i chwały”. (św. Ignacy, List o doskonałości).

Autor: Wojciech Werhun SJ
“Szum z Nieba”

Znalezione obrazy dla zapytania uwielbienie boga

Uwielbienie …..

Dla wielu katolików modlitwa uwielbienia pozostaje wciąż nieodkryta. Najpopularniejszą i często jedyną – lub prawie jedyną – praktykowaną formą rozmowy z Panem Bogiem pozostaje modlitwa prośby – od święta przeplatana dziękczynieniem.

Katechizm przypomina nam, że „uwielbienie jest tą formą modlitwy, w której człowiek najbardziej bezpośrednio uznaje, iż Bóg jest Bogiem. Wysławia Go dla Niego samego, oddaje Mu chwałę nie ze względu na to, co On czyni, ale dlatego że ON JEST” (KKK 2639). Innymi słowy, uwielbienie jest najbardziej bezinteresowną formą modlitwy.

  • Nie wysławiam Pana za coś co dla mnie zrobił, ale dlatego, że jest.


Wielbię Go w Jego Bóstwie, Mądrości, Mocy, Majestacie i Chwale. Wielbię w Jego Miłosierdziu, dobroci, delikatności i dyspozycyjności, bliskości i trosce – zwłaszcza wtedy, gdy niespecjalnie je odczuwam. Koncentruję się na Nim, a nie na sobie. Wtedy Pan czuje się zaproszony do mojego życia i zaczyna działać.

  • Modlitwa przeciw bałwochwalstwu.

Trwając w uwielbieniu przywracam Bogu właściwe, czyli pierwsze miejsce w moim życiu. Potwierdzam, że tylko On jest moim Panem. Co to znaczy? Przede wszystkim to, że Bóg jest dla mnie najważniejszy. Większość katolików deklaruje to gładko, choć z przełożeniem na prozę codzienności bywa różnie.

Zawierzając Panu pozwalam Mu sobą kierować – dopiero tutaj, a nie w zewnętrznych praktykach lub deklaracjach, zaczyna się chrześcijaństwo i życie według Ducha.

Uwielbieniem zapraszam, wręcz prowokuję, Pana do tego by przejął władzę i kontrolę nad moim życiem. W efekcie, skupiam się o intensywniej na Nim i Jego prowadzeniu, niż na sobie, swoich zamiarach, planach.

  • Antidotum na nieskuteczną modlitwę prośby

Niska skuteczność modlitwy prośby bierze się między innymi właśnie stąd, że o wiele łatwiej przychodzi nam koncentrować się w niej na sobie i swoich problemach, niż na Panu Bogu. Nie zawsze prosimy o prawdziwe dobro dla siebie, a nawet jeśli, to niekoniecznie jest to rzeczywiście dobro dla nas (nie da się przecież realizować wszystkich możliwych i dostępnych dóbr w życiu; wielokrotnie potrzebujemy Bożej podpowiedzi i światła, by dokonać słusznego wyboru). Zdarza się również, że prosimy o coś dobrego i zgodnego z wolą Bożą, ale w niewłaściwym czasie (na przykład chcemy czegoś za wcześnie lub zbyt szybko).

Inaczej sprawa wygląda z modlitwą uwielbienia. Dobro Najwyższe, którym jest sam Pan, to Dobro zawsze dla nas; Dobro, bez którego nie możemy żyć pełnią szczęścia i które zawsze jest do wygrania.

  • Każdy czas jest odpowiedni, by uwielbiać Pana. Nie ma obawy, że uwielbię Go w niewłaściwym momencie. Wręcz przeciwnie: im bardziej moment wydaje się niewłaściwy (bo jestem smutny, zmęczony, zniechęcony, czuję się odrzucony lub skrzywdzony), tym gorliwiej i dłużej warto trwać w uwielbieniu.

Katechizm uczy, że „uwielbienie zespala inne formy modlitwy i zanosi je do Tego, który jest ich źródłem i celem” (KKK 2639).

  • Jeśli chcesz, aby Twoje modlitwy były spójne i nie pozostawały bez odpowiedzi, zainwestuj w uwielbienie.

Przeznacz na nie jak najwięcej czasu w modlitwie osobistej, medytacji, adoracji… Uwielbiaj Pana w Jego Słowie (Pismo Św.); uwielbiaj Go w życiu innych osób, zwłaszcza tych, którym trudno Ci przebaczyć; których nie umiesz jeszcze pokochać… Zadbaj o to, by nie uwielbiać tylko w pojedynkę. W Kościele istnieje wiele wspólnot i grup, które modlą się uwielbieniem. Modlitwa uwielbienia jest uniwersalna, ale formy jej praktykowania już nie. Ważne, by z Bożą pomocą odnaleźć swoje miejsce w Kościele, ten typ duchowości i pobożności, który jest dla mnie i w którym uwielbianie Pana przeżywać będę – być może niekoniecznie od razu – w pokoju i harmonii.

  • Jak to działa?

Kiedy uwielbiamy Pana, On bierze nas w swoje ręce. Nie ma nic piękniejszego i cudowniejszego w życiu, jak pozwolić Bogu właśnie na to. Jeśli nie stawiamy oporu, zaczynamy coraz konkretniej i intensywniej doświadczać Jego obecności (ile razy w modlitwie skupiałeś się na sobie i narzekałeś, że nie czujesz Bożej obecności?). Modlitwa uwielbienia czyni nas podatnymi na Boże działanie. Otwiera nasze umysły i serca na dary łaski.

  • Bóg nie przychodzi do nas jedynie po to, by chwilę z nami pobyć, sprawić, że poczujemy się lepiej, a zaraz potem wrócić na swój tron w niebie.

PAN zawsze jest przy nas. Modląc się uwielbieniem, pozwalamy Mu przyjść do nas i to z mocą. Raz przyszedłszy, Bóg pozostanie w nas tak długo, jak tylko Mu na to pozwolimy. Bóg – absolutna pełnia życiodajnej aktywności i mocy – nigdy nie pozostaje w nas bierny: dotyka naszych serc, uzdrawia, uwalnia, podnosi, pociesza…

Wiele cudów dokonuje się podczas modlitwy uwielbienia. I wcale nie chodzi tu o spektakularne przejawy Bożej mocy, obserwowane niekiedy w wielotysięcznych zgromadzeniach modlących się ludzi. Nie mniejsze cuda zdarzają się w ukryciu, kiedy przebywam z Panem sam na sam, spotykam Go w intymności mojego serca. Pan przychodzi do mnie w całym nieprzeniknionym bogactwie swej czułości i troski: dotyka mnie tam, gdzie najbardziej tego potrzebuję. Bywa, że napomina, zaprasza do głębszego nawrócenia, wskazuje drogę; uzdalnia do większej ufności, miłości i wiary. Obdarza nową wolnością wobec lęku, smutku, nałogów… nie jest obojętny wobec moich uczuć: przemienia je i integruje.

Kiedy uwielbiam Pana moje serce regularnie, coraz szerzej, otwiera się na Jego obecność i działanie. Uzdrowienie oraz uwolnienie oznaczają z reguły pewien proces, który rozgrywa się w czasie zgodnie z dynamiką i logiką Bożej Miłości. Sprawą pierwszorzędnej wagi jest tutaj osobiste nawrócenie i życie sakramentalne.

  • Uwielbienie jednak na niewiele się zda, jeśli trwam w grzechu: nie przystępuję do spowiedzi, nie przyjmuję Komunii świętej, nie angażuję się na serio w Kościół. Uwielbienie w stanie grzechu ciężkiego naznaczone jest fałszem.

To sprzeczny komunikat: niby werbalnie przyznaję Panu pierwszeństwo w moim życiu, ale w praktyce wcale tego nie potwierdzam. Nie żyjąc w stanie łaski, odwracam się od Dobra Najwyższego na rzecz dóbr stworzonych, cząstkowych i prowizorycznych, które nie mogą dać mi szczęścia (władza, poklask, pieniądz, grzeszne przyjemności, itd.) Dzięki modlitwie uwielbienia odkrywam, że Bóg sam wystarczy; że tylko On może do końca wypełnić wszystkie pragnienia i tęsknoty mojego serca, że tylko on może dać mi szczęście.

  • Korzyści?

Są wyjątkowo liczne i trudne do przecenienia. O niektórych już wspomniałem. Na zakończenie dodam tylko, że modlitwa uwielbienia w stanie łaski uświęcającej ożywia całe nasze życie, w tym życie sakramentalne; sprawia, że łaska, którą otrzymujemy w sakramentach, skuteczniej nas przenika i przemienia.

Na przykład, istnieje zasadnicza różnica pomiędzy przyjęciem Eucharystii tylko w kluczu modlitwy prośby, a takim przyjęciem, któremu towarzyszy uwielbienie i dziękczynienie. W tym drugim przypadku pozwalamy Panu Bogu na znacznie więcej. Jego łaska dotrze w nas o wiele dalej i wyda większe owoce.

Ponadto, modlitwa uwielbienia:

  • jest potężną bronią w walce z pokusami,
  • rozpala w nas wiarę i pragnienie Boga; pogłębia przeżywanie dziecięctwa (bycia synem lub córką Boga Ojca),
  • uzdalnia do pokochania siebie; do przebaczenia i pojednania (również z samym sobą),
  • rozwija wrażliwość na siebie i innych oraz na dobro, którego często nie widzimy lub ponad którym przechodzimy do porządku dziennego. Natomiast, wrażliwość na dobro rodzi w nas radość i wdzięczność.
Grzegorz Mazur OP
za zmień perspektywę
Znalezione obrazy dla zapytania modlitwa uwielbienia