Kto może modlić się o uwolnienie?

Autor: ICCRS

Przetłumaczyliśmy dla Was fragment dokumentu wydanego przez Komisję Doktrynalną Międzynarodowej Służby Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, która pracuje przy Watykanie. Dokument ukazał się w 2017 r. na 50 lecie Odnowy w Duchu Świętym i w bardzo jasny sposób porządkuje, kto i w jakich okolicznościach może modlić się o uwolnienie. Bardzo zachęcamy do zapoznania się tym tekstem.

 


Z przedmowy

(…) Korzyści płynące z tego opracowania idą w dwóch kierunkach, z których pierwszy można byłoby określić jako „od Kościoła ku Katolickiej Odnowie Charyzmatycznej”, w tym sensie, że w trakcie prac nad tekstem Komisja Doktrynalna pozostawała w ścisłym kontakcie z Kościołem. Komisja przyjęła wskazówki przekazane jej przez Kongregację Nauki Wiary, a także rady wielu teologów i ekspertów z tej dziedziny. Zatroszczyła się o to, by uwagi w niej zawarte opierały się na mocnych fundamentach biblijnych, nauczaniu Ojców Kościoła i magisterium. Dzięki temu dziedzictwo doktryny i praktyki duszpasterskiej starożytnej tradycji Kościoła przyczynia się do wzbogacenia doświadczenia Odnowy Charyzmatycznej, zaś posługa uwolnienia otrzymuje solidne podstawy osadzone w wierze Kościoła. Drugi kierunek prowadzi „od Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej ku Kościołowi”. Ponowna refleksja nad posługą uwolnienia, do której podjęcia przyczyniła się utrwalona od dawna praktyka Odnowy Charyzmatycznej, może teraz stać się pomocą dla całego Kościoła – osób świeckich, duchownych i zakonnych – w większej wrażliwości na ten „chrzcielny dar”, jaki został udzielony wszystkim uczniom Chrystusa, a który należy docenić za jego wielką wartość w niesieniu wiernym duchowej pomocy.

Mam nadzieję, że książka ta stanie się godnym zaufania przewodnikiem, w szczególności dla tych członków Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, którzy regularnie służą modlitwą uwolnienia swoim braciom i siostrom w wierze. Mam także nadzieję, że stanie się ona narzędziem do odkrywania i przyjmowania tej posługi w naszych czasach, w tej ekscytującej misji, jaką jest nowa ewangelizacja.

kard. Kevin Farell

Prefekt Dykasterii ds. świeckich, rodziny i życia

***

Ze wstępu

Prace nad niniejszym tekstem zostały podjęte w odpowiedzi na wiele zapytań otrzymywanych przez ICCRS z prośbą o informacje i wyjaśnienia dotyczące posługi uwolnienia w kontekście Kościoła katolickiego. Nasza Komisja Doktrynalna rozpoczęła prace nad wytyczeniem ram teologicznych i eklezjalnych oraz opracowaniem wytycznych pastoralnych dla posługi uwolnienia. Refleksje te zostały przesłane do teologów na całych świecie z prośbą o dalsze komentarze i uwagi.

W kwietniu 2014 roku ICCRS odbyło w Rzymie kolokwium na temat posługi uwolnienia. Zgromadziło ono wielu teologów oraz osób posługujących modlitwą uwolnienia w praktyce na całym świecie. Był to czas bogaty w refleksję, który stał się także platformą wymiany myśli i dyskusji.

Po kolokwium prace nad ostatecznym kształtem tekstu przebiegały pod kierunkiem dr Mary Healy, przewodniczącej Komisji Doktrynalnej ICCRS i profesor studiów biblijnych Wyższego Seminarium Najświętszego Serca w Detroit, USA, oraz o. Etienne Vetö, profesora teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Ostateczny projekt został przesłany do szerszej Komisji, a następnie przedstawiony Kongregacji Nauki Wiary, która ku naszej radości potwierdziła, że tekst nie zawiera żadnych błędów doktrynalnych.

(…)

Jestem przekonana, że książka ta okaże się pomocnym źródłem wskazówek dla członków Odnowy Charyzmatycznej, a także wszystkich którzy pragną lepiej zrozumieć lub bardziej zaangażować się w tę ważną posługę. Szczególną radością jest dla mnie fakt, iż ukazuje się ona w Roku Jubileuszowym, gdy świętujemy 50-lecie Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej.

Michelle Moran, Prezydent ICCRS

***

Rozdział piąty zawiera pewne ogólne wytyczne, nie stanowi jednak opisu ani nie wskazuje żadnego konkretnego modelu modlitwy uwolnienia. [Przypis 1] (…)

 

5.1. Kto może posługiwać modlitwą uwolnienia?

(…) Pismo Święte oraz tradycja katolicka zawsze uznawały, że uwolnienie (to, co tradycyjnie nazywano prostym egzorcyzmem) może być praktykowane tak przez osoby świeckie, jak i kapłanów. Nie wynika stąd jednak, że wszyscy wierzący powinni uczestniczyć w posłudze uwolnienia. Istnieją różne poziomy zaangażowania w tę posługę, a także potrzeba mądrego duszpasterskiego prowadzenia i rozsądku w rozeznawaniu, kto powinien ją podejmować.

5.1.1. Własne uwolnienie

Uwolnienie na najbardziej podstawowym poziomie jest dążeniem do wyzwolenia samego siebie spod wpływu szatana. Wszyscy chrześcijanie mogą i powinni podejmować ten wysiłek zawsze wtedy, gdy doświadczają kuszenia lub też mają poczucie, że znajdują się pod jakąś formą demonicznej opresji lub związania. (…)

5.1.2. Doraźna modlitwa za innych

Po drugie, uwolnienie wiąże się z niesieniem pomocy innym osobom w wyrwaniu się spod demonicznej opresji lub związania, bądź to poprzez modlitwę do Boga, bądź rozkaz skierowany bezpośrednio do demonów. Każdy, kto prowadzi dojrzałe chrześcijańskie życie, może w tym sensie służyć modlitwą uwolnienia członkom swojej rodziny, przyjaciołom, członkom wspólnoty, a niekiedy także innym, na przykład w trakcie ewangelizacji. Uwolnienie w tym sensie odbywa się w sposób nieformalny i powinny mu towarzyszyć dalsze wskazówki, które pomogą uwolnionej osobie przybliżać się do Jezusa i złożyć w Nim ufność.

5.1.3 Posługa uwolnienia

Wreszcie, niektóre osoby są powołane do modlitwy uwolnienia jako stałej posługi, w ramach której modlitwa ta prowadzona jest regularnie i skierowana do osób, które nie są im znane osobiście. Nadzór nad tą posługą sprawowany jest przez właściwe władze kościelne, zazwyczaj przez biskupa miejsca (niekiedy za pośrednictwem diecezjalnych moderatorów Katolickiej Odnowy Charyzmatyczne), bądź proboszcza.

(…)

Każda diakonia modlitwy uwolnienia powinna starannie badać i dobierać swoich członków. Osoby zaproszone do zespołu powinny odznaczać się chrześcijańską dojrzałością, zdrowiem psychicznym, świętością życia, pokorą oraz posłuszeństwem wobec władz kościelnych. Muszą być wolne od ciężkich grzechów czy ukrytych egocentrycznych motywów, takich jak pycha czy pragnienie zwrócenia na siebie uwagi. Powinny regularnie uczestniczyć w praktykach życia chrześcijańskiego, w tym w codziennej modlitwie, regularnym przystępowaniu do Eucharystii oraz sakramentu pojednania, a także odznaczać się wzrostem w cnotach. Niezależnie od odpowiedzialności wobec moderatorów diakonii, powinny także posiadać kierownika duchowego bądź być członkiem grupy dzielenia, która w razie potrzeby udzieli im stosownego napomnienia. Wreszcie, przed podjęciem posługi, powinny otrzymać szkolenie i nabrać doświadczenia z pomocą innych, bardziej doświadczonych osób.

 

5.4. Zasadnicze elementy w posłudze uwolnienia

5.4.1. Modlitwa

Posługa uwolnienia powinna rozpoczynać się i kończyć modlitwą. Prosimy Ducha Świętego o Jego obecność i prowadzenie, ochronę przed atakami złych duchów, a także wydobycie na światło wszystkiego, co potrzebne jest dla uwolnienia danej osoby, o oswobodzenie jej z wszelkiego zła, które ją nęka, oraz wylanie na nią swojej miłości i miłosierdzia. Możemy prosić o pomoc i ochronę aniołów i świętych, szczególnie św. Michała. (…)

5.4.2. Rozmowa wstępna

Wstępny wywiad z osobą, za którą ma odbyć się modlitwa o uwolnienie, ma istotne znaczenie dla rozeznania przyczyn demonicznej opresji lub związania. (…)

5.4.3. Spotkanie z Jezusem

Przed modlitwą o uwolnienie, powinniśmy zaprosić osobę, za którą się modlimy, o złożenie wyraźnego wyznania wiary w Jezusa, ponieważ uwolnienie od złego jest Jego dziełem, nie naszym. (…)

5.4.4. Żal za grzechy

(…) Grzechy mogą dać nieprzyjacielowi przyczółek, który pozwoli mu zwodzić nas i nękać.  Dopóki dana osoba nie wyrazi skruchy, drzwi pozostaną otwarte, a nawet jeżeli zły duch zostanie wyrzucony, może wkrótce powrócić. Aby utrzymać wolność od wpływu demonów, musimy z całą pokorą i szczerością żałować za nasze grzechy. (…)

5.4.5. Przebaczenie innym

Jednym z najważniejszych czynników w uwolnieniu spod wpływu złych duchów jest przebaczenie. (…) Złe duchy mogą zyskać do nas przystęp poprzez rany pozostawione po traumatycznych wydarzeniach lub raniących relacjach. Aby otworzyć się na dzieło uwolnienia, jakiego chce dokonać w nas Pan, musimy być gotowi wybaczyć tym, którzy nas skrzywdzili. Przebaczenie zrywa więzy, w jakich trzyma nas nieprzebaczenie, otwierając nas na Bożą łaskę i uzdrowienie. (…)

5.4.6. Wyrzeczenie się dzieł szatana

Uwolnienie spod wpływu szatana wiąże się z wzięciem odpowiedzialności za wszystkie sposoby, na jakie daliśmy miejsce lub przyzwolenie na jego działanie, by odrzucić go w autorytecie imienia Jezusa. (…) Ważną częścią posługi uwolnienia jest poprowadzenie osoby, za którą się modlimy, w wyrzeczeniu się wszelkich duchów, jakich działanie rozpoznaje ona w swoim życiu, w szczególności tych, które wychodzą na jaw, gdy wracamy do zranień z przeszłości. Mogą to być na przykład negatywne wzorce myślenia, kłamstwa, niewłaściwe przywiązanie do danej osoby, lub też styczność z okultyzmem. Wyrzeczenie się jest skuteczne wtedy, gdy jest konkretne. Na przykład: „W imię Jezusa wyrzekam się ducha wstydu.”, „W imię Jezusa wyrzekam się ducha porzucenia”. Prowadzący modlitwę może także otrzymać od Ducha Świętego światło, by wspomnieć o pewnych innych duchach, jakie wydają się działać w życiu tej osoby. Należy jednak wymienić je w formie pytania, szanując prawo osoby, za którą odbywa się modlitwa, by mogła w wolności potwierdzić lub nie potwierdzić tego, co może nam się wydawać.

5.4.7. Słowo rozkazu

Jak wspomnieliśmy w pkt 3.5.3., bezpośrednie słowo nakazu skierowane do złych duchów odgrywa ważną rolę w uwolnieniu. Poprzez wiarę i chrzest w Chrystusie, demony zostają poddane naszej władzy (Łk 10,19). (…) Ważne jest zachowanie bardzo podstawowego rozróżnienia: nie wydajemy rozkazów zwracając się do Boga. Modlimy się do Boga (zanosimy prośby lub błagania), naszego Stwórcy i Pana, z bojaźnią i miłością. Do demonów natomiast nie kierujemy próśb. Jedynym właściwym sposobem zwracania się do nich jest forma rozkazu. W języku tradycyjnym, zaklinamy je, to znaczy rozkazujemy im w imię naszego Boga lub Jezusa. (…)

Słowo rozkazu powinno być bardzo proste. Na przykład: „Duchu pożądliwości, w imię Jezusa rozkazuję ci przestać dręczyć tę osobę. Zostaw ją i już nie wracaj.” (…) Nie ma potrzeby mówić demonowi, gdzie ma iść, choć można powiedzieć np.: „Idź pod krzyż”, czy „Idź do Jezusa Chrystusa”. Oczywiście nie wolno nam nigdy stosować żadnych zabobonnych praktyk, takich jak rozkazywanie demonom, by poszły do jakiejś świętej osoby czy do jakiegoś miejsca na ziemi.

(…)

5.4.8. Modlitwa o napełnienie Duchem Świętym

Wyrzucenie złych duchów to dopiero połowa pracy, jaka wiąże się z uwolnieniem. Miejsce, które poddane było wpływom nieprzyjaciela, musi teraz zostać napełnione Duchem Świętym, który jest miłością Bożą rozlaną w naszych sercach (por. Rz 5,5). Nie należy nigdy kończyć sesji modlitwy uwolnienia, pozostawiając tę wewnętrzną przestrzeń pustą. Trzeba natomiast zaprosić osobę, za którą się modlimy, by zaprosiła Ducha Świętego, aby przyszedł i napełnił te obszary w jej życiu, które dotąd były związane i poddane wpływom nieprzyjaciela. Potem zaś modlimy się o wylanie Ducha Świętego do jej serca. (…)

5.4.9. Końcowa zachęta

Po zakończeniu modlitwy uwolnienia powinniśmy przekazać osobie, za którą się modliliśmy, wskazówki, które pomogą jej w utrzymaniu wolności od złych duchów poprzez pogłębianie relacji z Chrystusem za pośrednictwem Kościoła. Obejmuje to życie sakramentalne, codzienną modlitwę i lekturę Pisma Świętego, odrzucanie grzechu, wzrastanie w cnocie, uczestniczenie w jakiejś formie małej grupy lub wspólnoty, oraz korzystanie z sakramentaliów, takich jak woda święcona. Konieczne jest także wprowadzenie krok po kroku dyscypliny zdrowego stylu życia i wypełniania obowiązków stanowych związanych z powołaniem.

Innym zaniedbywanym, ale potężnym sposobem umocnienia zwycięstwa odniesionego nad złymi duchami, jest oddawanie chwały Bogu i uwielbienie. Możemy chwalić Boga w naszych sercach w ciągu całego dnia, w trakcie spotkań modlitewnych, a przede wszystkim celebrując Eucharystię. (…)

Jeżeli w trakcie modlitwy okazało się, że dana osoba nie wyznała na spowiedzi jakiegoś ciężkiego grzechu lub przywiązania do grzechu, które może być związane z wpływem złych duchów (np. goryczy, nieprzebaczenia, zazdrości lub pożądliwości), zachęcamy ją do przystąpienia jak najszybciej do sakramentu pojednania. Jeżeli osoba ta miała styczność z okultyzmem, powinna całkowicie oczyścić swój dom i życie z wszelkich związanych z nim przedmiotów, w tym okultystycznych gier, książek, amuletów, talizmanów, posążków, symboli, itp. (…)

5.4.10. Modlitwa kończąca

Dobrze jest na zakończenie posługi uwolnienia pomodlić się, radując, dziękując i błogosławiąc Boga za to, co uczynił.

***

Właściwy kierunek najlepiej odnaleźć w sobie


Uważam, że nie ma przypadków. Co nie znaczy, że wszystko jest zaplanowane i zdeterminowane. Taka jest odpowiedź świata na to, co robimy, na nasze intencje i czyny. To znaki, które daje nam Pan Bóg – mówi podróżnik Marek Kamiński w rozmowie z Joanną Świątkiewicz
 
Zachęca Pan, żeby iść własną drogą przez życie. Jak wytyczyć właściwy kierunek?
Właściwy kierunek najlepiej znaleźć w sobie. Nie szukać go na zewnątrz, ale starać się zrozumieć samego siebie. Odpowiedzieć na pytania: Kim jestem? Dokąd idę? To bardzo ważne.

Motywuje Pan do takiego postępowania, mówiąc, że jeśli człowiek pójdzie za głosem serca i uwierzy we własne marzenia, to Pan Bóg podwójnie wynagrodzi mu to szczere zaangażowanie i nonkonformizm.
Tak uważam. Mnie to spotkało. Wielokrotnie starałem się podążać za marzeniami, czasami traciłem dosłownie wszystko, wydawało się, że to nie ma zupełnie sensu, bo ta droga donikąd nie prowadzi.
Nigdy nie spodziewałbym się, że dotrę na bieguny. Rzuciłem wtedy studia i postawiłem wszystko na jedną kartę, ponieważ chciałem być wierny sobie. W pewnym momencie mego  pobytu na emigracji, gdy nie miałem nawet pracy, która zapewniałaby utrzymanie, pomyślałem, że z marzeń o podróżach już nic nie wyjdzie. A jednak okazało się, że za dotrzymanie im wierności Pan Bóg wynagrodził mnie podwójnie.

Podróż jest metaforą życia. Ludzie wyruszają w nią, żeby odkryć jego sens. Uwidacznia się to szczególnie na pielgrzymich ścieżkach, które wiodą do Santiago de Compostela. Również Pan wyruszył, by zdobyć ten duchowy biegun.
Droga mnie zawołała. Odkryłem jej głos w sobie i zapragnąłem nią pójść, chociaż wszyscy mówili, że nie ma sensu zostawiać rodzinę na kilka miesięcy. Argumentowali, że przecież wielu ludzi już tę drogę przeszło, więc po co mam tam iść. Ja jednak wierzyłem, że to ma sens, choć nie do końca potrafiłem go sprecyzować.
Podczas podróży, tak jak w życiu, zdarzają się nieprzewidziane sytuacje. Jak je Pan postrzega? Czy wierzy Pan w przypadek?
Nie wierzę w przypadek. To znaczy uważam, że przypadek to inna nazwa na działanie Pana Boga albo czegoś więcej, co przekracza zdolności pojmowania naszego rozum. Używamy tego pojęcia, gdy nie umiemy zachodzących zdarzeń zrozumieć i wytłumaczyć. Czasami ten “przypadek” jest zastanawiający, daje nam do myślenia.
Moim zdaniem, nie ma przypadków. Co nie znaczy, że wszystko jest zaplanowane i zdeterminowane. Taka jest odpowiedź świata na to, co robimy, na nasze intencje i czyny. To znaki, które daje nam Pan Bóg. Warto być uważnym, żeby ich nie przegapić, a potem starać się odczytać, co On w ten sposób chce nam powiedzieć.
Na Camino przydarzyło się Panu sporo “przypadkowych” sytuacji i spotkań z ludźmi. Jak je Pan odczytał?
Odczytywałem je jako głos Pana Boga. Wyczuwałem jedność świata, w którym nikt nie jest samotną wyspą, bo druga osoba to inne “ja”. W napotkanych ludziach dostrzegłem Chrystusa…
Podczas Camino spotkało mnie wiele zdarzeń, które miały mnie nauczyć czegoś o życiu. Spotkałem np. mężczyznę, który o mnie powiedział: “ten człowiek odkrył w życiu wszystko oprócz siebie”. Na początku się z tym nie zgadzałem, przecież byłem na tylu wyprawach, zdobyłem dwa bieguny. Ale potem, kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać, pomyślałem, że on ma rację. Dzięki rozmowom ze spotkanymi po drodze ludźmi dowiedziałem się wiele o świecie i o sobie.
Czy do rozpoznawania subtelnych znaków od Boga musimy być odpowiednio przygotowani?

Pan Bóg nas do tego uzdatnia. Nie od nas to zależy. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, nigdy się do pewnych rzeczy nie przygotujemy. Ważna jest otwartość i decyzja wyruszenia w drogę, a potem poprowadzi już Pan Bóg.
Oczywiście przygotowań nie można zupełnie zaniechać. Mnie na przykład bardzo pomogło uczestnictwo w duchowych ćwiczeniach św. Ignacego Loyoli, praca z kierownikiem duchowym albo z osobami, które mają rozeznanie w życiu duchowym. Trzeba jednak uważać, ponieważ nadmiar wiedzy – jak zauważyłem – szkodzi w sprawach duchowych. Ważne jest, by dojrzeć do decyzji rozpoczęcia drogi, ponieważ więcej się podczas niej nauczymy niż przez lata przygotowań.
Zrozumienie przypadków, które nam się przytrafiają, nie zawsze przychodzi od razu. Niekiedy potrzeba czasu, żeby pojąć ich znaczenie…
Nie wszystko jest od razu oczywiste. Czasem trzeba poczekać, żeby zrozumieć to, co przeżyliśmy.
Trzeba myśleć o tym, co nas spotkało?
Tak, rozważać w duchu. Kiedy poszedłem na dwa bieguny w jednym roku, nie przypuszczałem, że owocem tej wędrówki będzie wyprawa z Jaśkiem Melą. Ich zdobycie tak naprawdę dopiero przygotowało mnie do niej. Kiedy ja myślałem o końcu drogi, ona tymczasem się zaczynała. Chociaż wtedy nie mogłem tego wiedzieć.
Koniec drogi jest początkiem innej?
Tak, koniec jednego życia, jest początkiem innego. I ten początek jest ważniejszy niż koniec.
Jaką rolę w rozpoznawaniu kolejnych początków w życiu pełni intuicja?
Intuicja jest nierozerwalnie połączona z uważnością. Jej istota polega na byciu obecnym tu i teraz. Jeśli w pełni żyjemy daną chwilą, możemy wychwytywać sygnały i je interpretować. Intuicja dla mnie jest fundamentem.
W jakich sytuacjach warto się na nią zdać?
Kiedy coś nie jest oczywiste. Stoimy na rozdrożu i wahamy się, w którą stronę pójść, a rozum nie jest w stanie nam tego podpowiedzieć…
Kierowanie się intuicją nie jest jednak wcale łatwe. Zdarza się bowiem, że pojawia się fałszywe przeczucie, które prowadzi nas na manowce. Z intuicją jest tak samo jak z rozpoznawaniem głosu Pana Boga, który mówi cicho i subtelnie.
W jaki sposób odróżnić dobrą intuicję od fałszywej? Jak ich nie pomylić?
Warto w ciszy rozważać natchnienia. Wsłuchać się w siebie. Prosić Pana Boga o łaskę, aby pozwolił nam wybrać. Nie ma prostych narzędzi. Co więcej, z intuicją najlepiej pracować na co dzień, żeby można było na nią liczyć, kiedy zaistnieje taka potrzeba.
Fałszywa intuicja prowadzi nas do zaspokajania zachcianek, marzeń o władzy, pieniądzach i pożądaniu.
Co Panu dało kierowanie się intuicją?
Intuicja dała mi wszystkie wyprawy. W pewnym sensie dała mi też żonę i dzieci. Wszystko jej zawdzięczam. I oczywiście Panu Bogu.
Czy można mówić o łączności intuicji z siłą wyższą?
Tak, jeżeli intuicja łączy się z dobrymi intencjami albo z zawierzeniem naszego życia Panu Bogu. Zależy, czego w życiu pragniemy. Ona właśnie tam nas zaprowadzi.
W książce “Idź własną drogą” opowiada Pan o “cudzie łyżeczki”. Za tą historią tak naprawdę stoi wierność małym rzeczom… To jest ten rodzaj intuicji, za którą nas Pan Bóg wynagrodzi?
W “cudzie łyżeczki” bynajmniej nie chodzi o jej znalezienie, ale o całą drogę, kiedy najpierw trzeba się czegoś wyrzec.
Czy to prawda, że podczas wędrówki do Santiago de Compostela doświadczył Pan ciemnej nocy duszy?
Tak było.

Kiedy człowiek w takim stanie wędruje przez świat,  czy jest zdolny do tego, by odczytywać znaki od Pana Boga i na nie odpowiadać, kierując się intuicją, którą Pan nazywa duchowym DNA?
Kiedy zostaniemy odarci ze wszystkiego, wtedy pojawia się miejsce, żeby wyraźniej usłyszeć głos Pana Boga. Dzięki temu możemy rozważnie wybrać: czy pójść w kierunku ciemności i w niej pozostać, czy też zwrócić się w stronę światła. Bo w zwykłych warunkach zbyt wiele dzieje się wokół nas i przykuwa naszą uwagę, zakłócając rzeczywiste widzenie.
Powiedział Pan, że kiedy uczeń jest gotowy, to wtedy przychodzi też nauczyciel. Czy właśnie po to wyruszył Pan na Camino, żeby się przygotować do takiego spotkania?
Wyruszyłem w tę wędrówkę, ponieważ usłyszałem w sobie wołanie drogi. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć. Ale też na pewno jednym z powodów – ukrytym w podświadomości – była chęć spotkania się z Mistrzem – Bogiem, Jezusem.

Czy od dawna poszukuje Pan Boga?
Nasze życie polega na poszukiwaniu. Pana Boga nie można znaleźć raz na zawsze. Wiara jest drogą. Jeśli raz człowiek na nią wstąpi, to potem często już całe życie na niej pozostaje. Czasem jednak różne okoliczności sprawiają, że zaciera się kontakt z Panem Bogiem i wtedy potrzeba impulsu, by go na nowo ożywić. Bez wątpienia było nim Camino.
Co wyjątkowego jest w drodze do Santiago de Compostela?
Ona jest jakby z innego świata, zupełnie różna od rzeczywistości, w której na co dzień żyjemy. Na niej znacznie częściej zdarzają się cuda niż w normalnym życiu. Ale też przydarza się tam znacznie więcej upadków, z tym że prowadzą one do dobrego.
Camino to droga przemiany, która odbywa się poprzez spotkania z ludźmi, rozmowy o życiowych problemach czy trudnych kwestiach oraz znaki wymagające odczytania. Jeżeli człowiek ma trudności z odnalezieniem własnej drogi w codziennym życiu, to na pewno Camino może być dobrym początkiem poznania prawdy o sobie.
Do podobnej podróży, skrojonej na miarę możliwości, zapraszam młodzież podczas organizowanych przeze mnie Obozów Zdobywców Biegunów. W ciągu dwunastu dni uczestnicy mają szansę poczuć, czym jest słuchanie głosu własnego serca i poszukiwanie własnej życiowej ścieżki. Uczymy, w jaki sposób poprzez motywację, wizualizację przyszłości i stawianie sobie celów można umocnić poczucie własnej wartości. Poprzez mini-wyprawy w wyimaginowane zakątki świata, uczestniczenie w aktywnościach ruchowych i warsztatach psychologicznych inspirujemy, wzmacniamy i dodajemy wiary we własne siły. Pokazujemy dzieciom, jak nabyte podczas obozu umiejętności i narzędzia motywacyjne wykorzystywać do czerpania z własnego wnętrza, do podążania za marzeniami i dalszego samorozwoju.
Co Pan robi, kiedy nie wszystko podczas wyprawy przebiega według planu?
Staram się zaakceptować to, co przynosi życie. Oczywiście działam tak, żeby plan się spełnił, ale też nie zakładam, że mam kontrolę nad światem i wszystko musi pójść po mojej myśli. Jeśli coś nie idzie według planu, zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje: czy muszę się bardziej zaangażować, czy jestem winny, a może pojawił się znak, że powinienem się jeszcze czegoś nauczyć. Generalnie próbuję zaakceptować zmianę, bo być może plan Pana Boga jest lepszy od mojego.
I wtedy zgadza się Pan na niego?

Tak.
Wśród trzech najważniejszych sposobów przeżywania życia – oprócz akceptacji i uważności – wymienia Pan wdzięczność. Komu Pan ją okazuje?
Panu Bogu przede wszystkim. Za to, że żyję. Że jest tak, jak jest. Nie należy koncentrować się na tym, czego nam brakuje, ale na tym, co mamy. A mieć życie to bardzo dużo. Nie sobie przecież je zawdzięczamy.
Często powołuje się Pan na Małego Księcia, który powiedział, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dla podróżnika mogłoby to być zabójcze zdanie, bo podważa sens jakichkolwiek wypraw. Tymczasem Pan je przyjął za własne i pokazał, wyruszając na Camino, że najważniejsze do odkrycia jest w nas.
To zdanie nie mówi, że świat zewnętrzny jest nieważny. To, co widoczne dla oczu, może nas prowadzić to odkrycia niewidocznego. Spotkania z ludźmi, usłyszane od nich słowa, ujrzane podczas wędrówek obrazy mogą być życiowym drogowskazem. Oczywiście nie trzeba podróżować, ale podróż może pomóc w zrozumieniu świata wewnętrznego. Poznajemy przecież także przez zmysły i one również mogą prowadzić nas w stronę dobra. Uzmysłowiły mi to wyprawy na biegun, wiele się podczas nich nauczyłem. Gdybym pozostał w domu i nic się wokół mnie nie zmieniało, nie mógłbym tego wszystkiego poznać.
Hartując ciało, hartował Pan równocześnie swojego ducha?

Przygody ciała prowadziły mnie do przygód duchowych. Wyprawa na biegun była wstępem do wyprawy na biegun wiary.
Wędrówka do lepszego poznania siebie działa się zatem od samego początku?
Oderwanie się od ciągłej gonitwy za dobrami tego świata dawało czas na życie wewnętrzne. Przestrzeń wolna od codziennego zgiełku była okazją, by stanąć w prawdzie wobec siebie.
Po pierwszej wyprawie na biegun poczuł Pan potrzebę pomagania. Za kolejną wyprawą stał już jasno wyznaczony charytatywny cel, a przecież można było poprzestać na własnych sukcesach i nie martwić się o potrzebujących.
W pewnym momencie poczułem, że zdobywanie świata dla samego siebie jest puste. Sukces ma o tyle sens, jeżeli możemy się nim podzielić z innymi. Pomyślałem, że nie ubędzie mi splendoru, jeśli przy okazji będę pomagał. Sukces dla samego siebie przestał mi smakować.
Czym zatem kierować się w życiu, żeby dotrzeć do celu? Jak nie zejść z raz obranej drogi?
Rozmawialiśmy o tym na początku: być wiernym sobie, szukać w sobie Pana Boga, odnaleźć Jego głos i za nim podążać.
Rozmawiała Joanna Świątkiewicz
Głos Ojca Pio 106/4/2017
fot. Wynand van Poortvliet | Unsplash (cc)

16 lipca 2017 – XV Niedziela Zwykła

PRZYPOWIEŚĆ O SIEWCY
Bóg nie odmawia ziarna łaski, nawet duszom zatwardziałym w grzechach, ani tym pochłoniętym przez zajęcia tego świata… Miłosierna miłość Pana ofiaruje wszystkim zbawienie i do ostatniej chwili ma nadzieję, że nawet najbardziej zatwardziałe i pełne grzechów serce, może przemienić się w teren wydający owoce.

Ewangelia (Wersja dłuższa)

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza (Mt 13, 1-23)

Owego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
«Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne wreszcie padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.
Kto ma uszy, niechaj słucha!»
Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: «Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach?»
On im odpowiedział: «Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i w nadmiarze mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą nawet to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że patrząc, nie widzą, i słuchając, nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza:
„Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli, i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił”.
Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze.
Posiane na grunt skalisty oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia i jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje.
Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.
Posiane wreszcie na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny».
Oto Słowo Boże

* * * * * * * 

Komentarz
Liturgia dzisiejszej niedzieli zaprasza nas do pochylenia się nad Słowem Bożym. Pierwsze czytanie ukazuje niezwykłą jego skuteczność. Prorok Izajasz poprzez piękne obrazy deszczu i śniegu, zapewnia, że Słowo Boże ma w sobie niezwykłą moc, która sprawia, że nigdy nie jest bezużyteczne, wręcz przeciwnie – jest zawsze skuteczne: „Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55, 10-11). We fragmencie przytoczonym przez proroka, Słowo Boże utożsamia się z Wolą Bożą: ma ona w sobie tak wielką siłę przemieniania i odnawiania, że niezawodnie doprowadza do końca wszystko to, czego pragnie Bóg, chociażby czyniła to drogami najbardziej zaskakującymi. Żadna przeszkoda powstała z woli ludzkiej, czy też postawiona przez siły piekielne, nigdy nie zdoła przeszkodzić Bożym planom.

Boski Mistrz w sugestywnej przypowieści z dzisiejszej Ewangelii, ukazuje nam tajemnicę odkupienia człowieka, w której stykają się łaska Boża i odpowiedź człowieka. Głęboko uderza wielka hojność, z jaką Zbawiciel rozsiewa ziarno prawdy; Można stąd zauważyć, iż żaden człowiek nie jest pozbawiony łaski zbawienia. Pan nie bierze pod uwagę, czy grunt jest dobry czy zły, czy jest odpowiedni do zasiewu, czy jest pełny kamieni i cierni. On nie odmawia ziarna łaski, nawet duszom zatwardziałym w grzechach, ani tym pochłoniętym przez zajęcia tego świata, ani powierzchownym i rozproszonym. Miłosierna miłość Pana ofiaruje wszystkim zbawienie i do ostatniej chwili ma nadzieję, że nawet najbardziej zatwardziałe i pełne grzechów serce, może przemienić się w teren wydający owoce.

Przywołując  przypowieść o siewcy, Pan Jezus chce nas nauczyć, że skuteczność Słowa Bożego zależy od sposobu, w jaki się Je przyjmuje. Jakże ogromna odpowiedzialność ciąży na tych, którzy odrzucają Je i czynią Je bezowocnym w swym życiu!
W przypowieści Pan Jezus mówi o czterech rodzajach ziemi, gdzie pada ziarno Słowa Bożego:
– „Niektóre ziarna padły na drogę” (Mt 13,4). Twarda i jałowa droga, gdzie żadne nasiona nie mogą wykiełkować, reprezentują kategorię ludzi, którzy utracili wiarę. Niestety obecnie żyjemy w czasach, kiedy wielu młodych i dorosłych ludzi, nie wierzy już w Boga, zamknęli swoje serca na łaskę i dlatego nie zastanawiają się nad sensem własnego życia.
– „Inne padły na miejsca skaliste”( tamże, 5). To jest teren dusz powierzchownych. Mają one dobre intencje, przyjmują łaskę – nawet z radością, ale w czasie ucisku i przeciwności, zniechęcają się, nie są w stanie wytrwać – i tak, nie przynoszą owoców.
– „Inne znowu padły między ciernie” (tamże, 7). Ziemia pełna cierni i kolców może być przedstawieniem tych dusz, które nadmiernie przejmują się o dobra tego świata, dobrobyt oraz wszelkie wygody życia; rzeczy, które „zagłuszają” i nie pozostawiają więcej czasu dla rzeczywistości najważniejszych. Tu naprawdę potrzeba refleksji i modlitwy, aby łaska Boża zachowała nasze serca przed tego typu nieszczęściami.

– „Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały” (tamże, 8). Stajemy się dobrą i żyzną glebą, gdy mamy wielką wiarę, by być gotowym do słuchania Pana, kiedy jesteśmy pokorni i posłuszni, aby Go przyjąć i podporządkowujemy swoją wolę woli Boga. Przykładem takiej żyznej ziemi jest Maryja: wraz ze swoim „Fiat”, przyjęła do swego dziewiczego łona Słowo Boże, strzegła Je z niewysłowioną miłością, porodziła Je i wydała na świat jako Zbawiciela. Aby uczynić żyznym ziemię własnej duszy, nie ma środka bardziej pewnego, niż pełna zgodność z wolą Bożą; z niej właśnie kiełkują najbardziej godne podziwu owoce świętości.
Przyjrzyjmy się sobie, aby poznać, jaką glebą jest nasza dusza i dołóżmy starań, aby wykorzenić wszystkie ciernie i usunąć kamienie, które utrudniają wzrost dobrego ziarna.  Niech Najświętsza Panna wyjedna nam łaskę pełnej odpowiedzi na łaski Boże.

O. Gabriel M. Pellettieri, FI

Znalezione obrazy dla zapytania przypowieść o siewcy

Orędzie z Medziugorje, 2. lipiec 2017r.  – dla Mirjany  

Mirjana during an apparition
Drogie dzieci, dziękuję wam, że odpowiadacie na moje wezwania i gromadzicie się tutaj wokół mnie, swojej Niebieskiej Matki. Wiem, że myślicie o mnie z miłością i nadzieją. Ja też was wszystkich miłuję, jak też mój Syn Najmilszy, który w swojej miłosiernej miłości wciąż od nowa posyła mnie do was. On, który był człowiekiem, który był i jest Bogiem w Trójcy Świętej Jedyny, On który dla was cierpiał ciałem i duszą, On, który stał się chlebem, aby karmić wasze dusze dla waszego zbawienia. Dzieci moje, uczę was jak stać się godnymi Jego miłości, jak swoje myśli kierować ku Niemu i żyć moim Synem. Apostołowie mojej miłości, okrywam was moim płaszczem, gdyż jako Matka, pragnę was ochronić. Proszę was, módlcie się za cały świat. Moje serce cierpi. Grzechy się mnożą i jest ich zbyt wiele, lecz przy pomocy was, którzy jesteście pokorni, skromni i napełnieni miłością, ukryci i święci, moje Serce zwycięży. Kochajcie mojego Syna ponad wszystko i cały świat przez Niego. Nigdy nie zapominajcie, że każdy wasz brat nosi w sobie coś bardzo cennego – duszę. Dlatego więc dzieci moje, miłujcie wszystkich, którzy nie znają mojego Syna, aby i oni przez modlitwę i miłość, która z modlitwy pochodzi, stali się lepszymi, aby dobroć w nich zwyciężyła, a ich dusze zostały zbawione i miały życie wieczne. Apostołowie moi, dzieci moje, mój Syn wam powiedział abyście się wzajemnie miłowali. Niech to zostanie zapisane w waszych sercach, a z modlitwą, starajcie się żyć tą miłością. Dziękuję wam.