Co to jest świętość?

Być świętym to upodobnić się we wszystkim do Chrystusa: w myślach, uczuciach, słowach i czynach. Najbardziej charakterystyczną cechą świętości jest miłość (kochać Boga ponad wszystko i bliźniego jak siebie samego), która ożywia wszystkie cnoty: pokorę, sprawiedliwość, pracowitość, czystość, posłuszeństwo, radość… Jest to cel, do którego powołani są wszyscy ochrzczeni, a który osiąga się dopiero w niebie, po życiu wypełnionym walką i z pomocą Bożą.

Myśli Świętego

myśli świetego

Niedziela Bożego Miłosierdzia

Święto Miłosierdzia obchodzone jest w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, czyli II Niedzielę Wielkanocną, zwaną obecnie Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Wpisał je do kalendarza liturgicznego najpierw Franciszek kard. Macharski dla archidiecezji krakowskiej (1985), a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski Ojciec Święty Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce. W dniu kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 roku Papież ogłosił to święto dla całego Kościoła.
Inspiracją  dla ustanowienia  tego święta  było pragnienie  Jezusa, które przekazała Siostra Faustyna. Pan Jezus powiedział do niej: Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299).Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła  miłosierdzia  Mojego.  Która dusza  przystąpi  do  spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski (Dz. 699). W wielu objawieniach Pan Jezus określił nie tylko miejsce święta w kalendarzu liturgicznym Kościoła, ale także motyw i cel jego ustanowienia, sposób przygotowania i obchodzenia oraz wielkie obietnice. Największą z nich jest łaska „zupełnego odpuszczenia win i kar” związana z Komunią świętą przyjętą w tym dniu po dobrze odprawionej spowiedzi (bez przywiązania do najmniejszego grzechu), w duchu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, czyli w postawie ufności wobec Boga i czynnej miłości bliźniego. Jest to – jak tłumaczy ks. prof. Ignacy Różycki – łaska większa od odpustu zupełnego.Ten polega bowiem tylko na darowaniu kar doczesnych należnych za popełnione grzechy, ale nie jest nigdy odpuszczeniem samychże win. Najszczególniejsza łaska jest zasadniczo również większa niż łaski 6–ciu sakramentów z wyjątkiem sakramentu chrztu: albowiem odpuszczenie wszystkich win i kar jest tylko sakramentalną łaską chrztu świętego. W przy- toczonych zaś obietnicach Chrystus związał odpuszczenie win i kar z Komu- nią świętą przyjętą w święto Miłosierdzia, czyli pod tym względem podniósł ją do rzędu „drugiego chrztu”. Przygotowaniem do tego święta ma być nowenna polegająca na odmawianiu przez 9 dni, poczynając od Wielkiego Piątku, Koronki do Miłosierdzia Bożego. Święto Miłosierdzia Mojego wyszło z wnę- trzności [Moich] dla pociechy świata całego (Dz. 1517) – powiedział Pan Jezus do Siostry Faustyny.

        Święto  Miłosierdzia  ma  ono najwyższą rangę pomiędzy wszystkimi formami kultu Miłosierdzia Bożego ze względu na wielkość obiet- nic i miejsce w liturgii Kościoła. Po raz pierwszy Pan Jezus mówił o pra- gnieniu  ustanowienia  tego  święta w Płocku, gdy przekazywał swą wo- lę co do powstania obrazu: Ja prag- nę – mówił w lutym 1931 roku do Siostry Faustyny – aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia (Dz. 49). W następnych latach Pan Jezus powracał do tej sprawy w kilkunastu objawieniach, w których  nie tylko  określił miejsce  tego  święta w kalendarzu liturgicznym, ale także podał przyczynę jego ustanowienia, sposób przygotowania i obchodzenia oraz łaski do niego przywiązane.
Wybór pierwszej niedzieli po Wielkanocy nie jest przypadkowy – na ten dzień przypada bowiem oktawa Zmartwychwstania Pańskiego, które wieńczy obchody Misterium Paschalnego Chrystusa. Ten okres w liturgii Kościoła wyraźniej niż pozostałe ukazuje tajemnicę miłosierdzia Bożego, która naj- pełniej została objawiona właśnie w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w bezpośrednim sąsiedztwie  liturgii  męki  i  zmartwychwstania  Chrystusa  podkreśla  źródło i motyw przeżywanych tajemnic wiary. Jest nim, oczywiście, miłosierdzie Bo- ga. Inaczej mówiąc – nie byłoby dzieła odkupienia, gdyby nie było miłosier- dzia Boga. Ten związek dostrzegła św. Siostra Faustyna, która w „Dzien- niczku” napisała: Widzę, że złączone jest dzieło odkupienia z dziełem miłosierdzia, którego żąda Pan (Dz. 89).
Jakie racje przemawiają za ustanowieniem nowego święta w kalendarzu liturgicznym Kościoła? Podaje je Pan Jezus, mówiąc: Dusze giną mimo Mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia Mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia Mojego, zginą na wieki (Dz. 965). Ostatnią deską  ratunku  jest  ucieczka  do  Miłosierdzia  Bożego.  By jednak z niej skorzystać, trzeba wiedzieć, że ona jest, trzeba poznać Boga w tajem- nicy Jego miłosierdzia i zwrócić się do Niego z ufnością, a temu poznaniu sprzyja ustanowienie osobnego święta, bo ono zwraca szczególną uwagę na ten przymiot Boga.
Przygotowaniem do tego święta jest nowenna,  polegająca na odmawia- niu przez 9 dni, poczynając od Wielkiego Piątku, Koronki do Miłosierdzia Bożego. W tej nowennie – obiecał Pan Jezus – udzielę duszom wszelkich łask (Dz. 796). Rozpowszechniona jest także nowenna do Miłosierdzia Boże- go zapisana w „Dzienniczku” św. Siostry Faustyny, w której każdego dnia przyprowadzamy do  Boga inną  grupę  dusz. Tę  nowennę można odmawiać z pobożności, ale nie można na niej poprzestać, ponieważ Pan Jezus pragnie, aby święto poprzedzała nowenna z Koronki do Miłosierdzia Bożego.
W dniu święta (pierwsza  niedziela po  Wielkanocy)  obraz  Miłosierdzia ma być uroczyście poświęcony i publicznie uczczony, a kapłani mają mówić kazania o miłosierdziu Bożym i budzić ufność w duszach. Wierni winni ten dzień przeżywać  z  czystym  sercem,  w  duchu  tego  nabożeństwa, a więc w postawie ufności wobec Pana Boga i miłosierdzia względem bliźnich.Pierwsza  niedziela  po  Wielkanocy  jest  świętem Miłosierdzia, ale musi być i czyn; i żądam czci dla Mojego miłosierdzia przez obchodzenie uroczyście tego święta i przez cześć tego obrazu (Dz. 742).
Święto Miłosierdzia jest nie tylko dniem wielkiej czci Boga  w tajemnicy Jego miłosierdzia, ale także dniem ogromnej łaski, ponieważ Pan Jezus związał z nim wielkie obietnice. Największa dotyczy łaski zupełnego odpusz- czenia win i kar: Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar (Dz. 699). Ta łaska – wyjaśnia ks. prof. I. Różycki – jest czymś znacznie większym niż odpust zupełny. Ten polega bowiem tylko na darowaniu kar doczesnych należnych za popełnione grzechy, ale nie jest nigdy odpuszczeniem samychże win. Najszczegól- niejsza łaska jest zasadniczo również większa niż łaski 6–ciu sakramentów z wyjątkiem sakramentu chrztu: albowiem odpuszczenie wszystkich win i kar jest tylko sakramentalną łaską chrztu świętego. W przytoczonych zaś obiet- nicach Chrystus związał  odpuszczenie  win i kar  z Komunią świętą  przyjętą w święto Miłosierdzia, czyli pod tym względem podniósł ją do rzędu „drugiego chrztu”. Jest oczywiste, że Komunia święta przyjęta w święto Miłosierdzia musi być nie tylko godna, ale także spełniać podstawowe wymagania nabożeństwa do Miłosierdzia, by dawała całkowite darowanie win i kar. Trzeba tutaj wyjaśnić, że spowiedź nie musi być odprawiana w dniu święta Miło- sierdzia, można to uczynić wcześniej; ważne jest, aby dusza była czysta, bez przywiązania  do jakiegokolwiek  grzechu. Nie można też pominąć troski o przeżywanie tego święta w duchu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, czyli w duchu ufności wobec Boga i miłosierdzia względem bliźnich. Dopiero taka postawa pozwala oczekiwać spełnienia obietnic Chrystusowych związa- nych z tą formą kultu Miłosierdzia Bożego.
Pan Jezus powiedział,  że w tym  dniu otwarte są  wszystkie upusty Bo- że, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat (Dz. 699). W tym dniu wszyscy ludzie, nawet ci, którzy wcześniej nie mieli nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego i dopiero się nawracają, mogą uczestniczyć we wszystkich łaskach, jakie Pan Jezus na to święto przygotował. Jego obietnice dotyczą nie tylko łask nadprzyrodzonych, ale i doczesnych dobrodziejstw, których zakres nie został ograniczony. Ludzie ufający mogą prosić o wszystko dla siebie i in- nych, byleby przedmiot modlitwy zgodny był z wolą Bożą, czyli dobry dla człowieka w perspektywie wieczności. Łaski potrzebne do zbawienia są zawsze zgodne z wolą Bożą, bo Bóg niczego tak nie pragnie, jak zbawienia dusz, za które Jezus oddał swoje życie. Tak więc w święto Miłosierdzia wszystkie łaski i dobrodziejstwa są dostępne dla wszystkich ludzi i wspólnot, byleby o nie prosili z ufnością.

s. M. Elżbieta Siepak ZMBM

miłosierdzie 

Kanonizacja Jana Pawła II, i Jana XXIII

Naszego Papieża Jana Pawła II znamy dobrze, odwiedzał nas, słuchaliśmy jego słowa, czytaliśmy jego encykliki, poezję, a co wiemy na temat Jana XXIII ? Poniżej przedstawiam kilka informacji .

Urodził się 25 listopada 1881 r. w miejscowości Sotto il Monte w diecezji Bergamo w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. Na chrzcie otrzymał imiona Angelo Giuseppe. Wielki wpływ na wychowanie religijne i formację duchową przyszłego papieża wywarł jeden z jego wujów oraz proboszcz rodzinnej parafii ks. Francesco Rebuzzini.

W 1889 r. Angelo Roncalli przyjął sakrament bierzmowania i przystąpił do I komunii św. Trzy lata później wstąpił do seminarium duchownego w Bergamo, tam też został przyjęty do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. W 1901 r., po otrzymaniu stypendium przyznawanego wyróżniającym się alumnom, rozpoczął naukę w Papieskim Seminarium Rzymskim. Następnie odbył roczną służbę wojskową, po czym uzyskał doktorat z teologii i 10 sierpnia 1904 r. w Rzymie został wyświęcony na kapłana. W latach 1905-1914 był sekretarzem biskupa Bergamo, Giacomo Marii Radiniego Tedeschi. W tym okresie wykładał w miejscowym seminarium historię, patrologię i apologetykę, redagował biuletyn La vita diocesana («Życie diecezjalne») i współpracował z lokalnym pismem katolickim. Wiele czasu poświęcał posłudze duszpasterskiej, zwłaszcza jako opiekun grup Akcji Katolickiej. W swej działalności inspirował się duchowością wielkich świętych: Karola Boromeusza, Franciszka Salezego i Grzegorza Barbarigo. W całym swym życiu kapłańskim, za główne zadanie uważał pracę duszpasterską, szczególnie posługę słowa, sprawowanie sakramentów i kierownictwo duchowe.

Podczas I wojny światowej ks. Angelo Roncalli służył w wojsku jako sanitariusz, a następnie jako kapelan szpitalny. W 1919 r. został mianowany ojcem duchownym seminarium w Bergamo, a dwa lata później powołano go do pracy w Kongregacji Rozkrzewiania Wiary w Rzymie. W 1925 r. został mianowany przez Piusa XI wizytatorem apostolskim w Bułgarii i biskupem. Jako motto swej posługi pasterskiej obrał Oboedientia et pax («Posłuszeństwo i pokój»). W Sofii przebywał 9 lat, a w 1935 r. został delegatem apostolskim w Turcji i Grecji. W krajach tych nawiązał pierwsze braterskie kontakty z chrześcijanami obrządku wschodniego, a także z muzułmanami. W Grecji podczas II wojny światowej ułatwił wielu Żydom ucieczkę dzięki specjalnej wizie tranzytowej Delegatury Apostolskiej.

Pod koniec 1944 r. Pius XII mianował bpa Roncallego nuncjuszem apostolskim w Paryżu. Pomagał wówczas niemieckim jeńcom wojennym, a niektórym z nich umożliwił studiowanie teologii. Po zakończeniu wojny udało mu się załagodzić bardzo napięte stosunki pomiędzy rządem francuskim i biskupami, którzy współpracowali z rządem marszałka Petaina. W 1951 r. został mianowany stałym obserwatorem Stolicy Apostolskiej przy UNESCO w Paryżu.

12 stycznia 1953 r. Pius XII wyniósł bpa Roncallego do godności kardynalskiej, a trzynaście dni później mianował go patriarchą Wenecji.

28 października 1958 r. patriarcha Wenecji został przez Kolegium Kardynalskie wybrany papieżem; przyjął imię Jana XXIII. Chociaż jego pontyfikat trwał zaledwie pięć lat, odegrał bardzo istotną rolę w dziejach Kościoła. Jako biskup Rzymu Jan XXIII zwołał pierwszy synod tej diecezji; ustanowił komisję ds. rewizji prawa kanonicznego, której ostatecznym celem było opracowanie nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego. 25 stycznia 1961 r. zapowiedział zwołanie Soboru Watykańskiego II, który rozpoczął się 11 października 1962 r.

Jan XXIII przeszedł do historii jako «Dobry Papież Jan» albo «Jan Dobry». Określenia te najlepiej oddają jego osobisty styl bycia i sposób sprawowania posługi: był człowiekiem promieniującym ewangeliczną dobrocią i Bożym pokojem. Łagodny i serdeczny, łatwo nawiązywał kontakty z innymi we wszystkich sytuacjach: zarówno wtedy, gdy spotykał mężów stanu, dyplomatów czy przedstawicieli innych wyznań religijnych, jak i wtedy, gdy odwiedzał rzymskie parafie czy więzienia. Zawsze starał się docierać do tych, którzy szczególnie cierpią. Wiele ojcowskiej troski wykazał o «Kościół milczenia», prześladowany na różne sposoby w krajach rządzonych przez komunistów, m.in. w Polsce. Jego pragnienie jedności Kościoła Chrystusowego wyraziło się poprzez liczne spotkania ekumeniczne. Spośród encyklik Jana XXIII dwie zyskały rozgłos światowy: poświęcona sprawom społecznym Mater et Magistra (1961 r.) oraz Pacem in terris (1963 r.) — o pokoju i sprawiedliwości pośród narodów.

O głębokiej pobożności «papieża soborowego» i jego szczególnym nabożeństwie do św. Józefa świadczy prowadzony od lat seminaryjnych do późnej starości «Dziennik duszy». Ostatnim godzinom życia «Jana Dobrego» towarzyszyła życzliwa uwaga całego świata oraz modlitwy całego Kościoła, a w Rzymie czuwanie tłumów, które zbierały się na placu św. Piotra. Zmarł 3 czerwca 1963 r., nazajutrz po uroczystości Zesłania Ducha Świętego.

opr. mg/mg

kanonizacja

Zmartwychwstanie

Zmartwychwstanie Jezusa dość często pojmowane jest jako naczelny argument na rzecz wiary chrześcijańskiej. Istotnie, na tym fakcie się ona opiera; nie na darmo św. Paweł napisał: Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1 List do Koryntian 15,14). W związku z tym dla potwierdzenia wiarygodności chrześcijaństwa dowodzi się realności Jezusowego powrotu do życia. Wychodzi się w tym celu od wyraźnych informacji Nowego Testamentu na temat pustego grobu, zjawień się Zmartwychwstałego i obecnego od początku w pierwotnym chrześcijaństwie przekonania, że Jezus naprawdę powstał z martwych. Fakt zmartwychwstania jawi się jako jedyne wyjaśnienie tych zjawisk.

Z drugiej strony szereg ludzi wątpi, czy takie racjonalne dowodzenie jest możliwe i potrzebne. Niekoniecznie chodzi tu o niewierzących. Chrześcijanie tacy aprobują wiarę w Chrystusa cechującą Kościół pierwotny i uważają, że ich życie również powinno zostać przemienione przez spotkanie z Nim. W centrum stawiają jednak samą wiarę jako łaskę i warunek osobowej przemiany. Przyjmują Nowy Testament jako świadectwo o spotkaniu z Jezusem, ale mało interesują się racjonalnym uzasadnieniem podstaw wiary. Postawa taka kojarzy się zwłaszcza z luterańską teologią Rudolfa Bultmanna, który aprobując wiarę jako doświadczenie egzystencjalne nadające życiu sens, negował zarazem możność dotarcia poprzez księgi Nowego Testamentu do jej historycznych fundamentów. Wielu jednak chrześcijan bezwiednie przyjmuje podobną postawę, pojmując wiarę przeżyciowo, a mało zajmując się jej racjami.

Dość paradoksalnie oba opisane dotąd podejścia mają pewne punkty wspólne, które są zarazem ich punktami słabymi. Przy podejściu pierwszym, dowodząc na podstawie zmartwychwstania Jezusa słuszności wiary chrześcijańskiej, rozdziela się na dwa etapy zjawisko ze swej istoty jedno. Uznania świadectw o fakcie zmartwychwstania jest bowiem równoznaczne z wiarą w Zmartwychwstałego, i odwrotnie; tak samo uwierzenie w Jezusa jest równoważne ze stwierdzeniem, że zdolny był on czynić cuda.

Drugie podejście w tym jest do pierwszego podobne, że też oddziela wiarę od rozumnego przekonania. Różni się zaś odeń mniemaniem, iż egzystencjalna wiara może się obyć bez historii. Rozmija się tu ono z pewnymi faktami. Podważa na przykład historyczność Ewangelii – tymczasem da się drogą naukowych badań porównawczych wykazać, że są one zasadniczo biografiami w rodzaju biografii antycznych. To oznacza, że Ewangeliści zawarli w swych dziełach dane typu historycznego, a nie same interpretacje teologiczne. Wiarygodność historyczna Ewangelii potwierdza się też przy wielu szczegółach.

Druga wspólna cecha i wspólna słabość obu podejść polega na tym, że biorą za punkt wyjścia teksty Nowego Testamentu, czyli zapisy wiary i wiedzy jego autorów i w ogóle pierwszych chrześcijan. Od nich – z różnym skutkiem – posuwają się jakby pod prąd, by dotrzeć do Jezusa i Jego zmartwychwstania. Pozornie wszystko się zgadza, jak można by w ogóle rozumować inaczej? Jednakże powyższy schemat, odpowiadając naszemu punktowi widzenia, spojrzeniu kogoś, kto po dwóch tysiącleciach stara się dojść jak najbliżej Jezusa, spojrzeniu historyka, sprzeczny jest właściwie z porządkiem myślenia samych autorów Nowego Testamentu i pierwszych chrześcijan. Nie docierali oni do Jezusa, idąc mozolnie pod prąd czasu, lecz przeciwnie, najpierw doświadczywszy go bezpośrednio i naocznie, stopniowo formułowali i rozwijali świadectwo o nim. Udowadniać nie potrzebowali, poszukiwali natomiast objaśnienia.

Żeby dobrze zrozumieć tego rodzaju spojrzenie Nowego Testamentu na zmartwychwstanie Jezusa, trzeba na początku pojąć je jako pewien fakt, z jednej strony naoczny i oczywisty, z drugiej sprzeczny z oczekiwaniami ludzi i całym znanym im, wtedy jak i teraz, porządkiem świata. Nie chodzi tu tylko o problem psychologiczny uczniów, którzy po śmierci Jezusa ze strachu ukryli się, a dowiedziawszy się od kobiet, co widziały przy grobie, wiadomość tę zlekceważyli. Wydarzenie całkowicie nowego rodzaju w ogóle nie mogło bowiem zostać należycie opisane przez świadków dotychczasowym językiem ani też umieszczone w ramach dotychczasowych układów pojęć.

Właściwie wcale nie mogło być opisane, bo do tego świata nie należy. Dlatego Nowy Testament momentu zmartwychwstania jako takiego nie przedstawia – opisy dotyczą jego, zmysłami uchwytnych, konsekwencji. Ale i te opisy zawodzą. Z jednej strony Zmartwychwstały jest obecny w sposób najzupełniej realny i fizyczny, je rybę i może powiedzieć uczniom: „Obmacajcie Mnie i zobaczcie, bo duch mięsa i kości nie ma, a Ja mam, jak widzicie” (Łukasz 24,39; przekłady tego zdania są zwykle mało wyraziste). Z drugiej strony, spotykający Jezusa doświadczają inności, nie poznają go z początku, a poznawszy, czują lęk. Różnie go widzą i odbierają, dlatego w każdej Ewangelii świadectwa o spotkaniu ze Zmartwychwstałym przybierają inny kształt, bardziej się między sobą różniąc, niż informacje o Jego naukach i czynach za życia ziemskiego.

Nawet nazwy dla tego wydarzenia trzeba było dopiero wynaleźć. My je przyjmujemy, ale na początku wcale nie były gotowe. Termin „powstanie z martwych” (greckie anastasis ex nekron) dotyczy nadziei na swoistą reanimację zmarłych w dniu ostatecznym. „Wskrzeszenie” (od greckiego egeiro) oznaczało zbudzenie i podniesienie. Stan ciała zmartwychwstałego Jezusa opisano językiem zaczerpniętym ze starotestamentalnych relacji o objawieniu się Bożej chwały. Zajęcie miejsca po prawicy Ojca to refleks języka, jakim Biblia mówiła o królowaniu władcy z rodu Dawidowego.

Rozwój i rozmaitość świadectw o zmartwychwstaniu pojąć trzeba jako wynik stopniowego oswajania się z tym niepojętym zdarzeniem, dobierania języka, którym można by o nim mówić. (W podobny sposób szuka się w nauce języka dla zjawisk nowo odkrytych, jak na przykład świat kwantów). Dotyczy to zresztą całej odpowiedzi Nowego Testamentu na Jezusa. Po zmartwychwstaniu uczniowie instynktownie mogli już wiedzieć, kim on jest. Długo jednak trwało, zanim tę wiarę i wiedzę pełniej wypowiedziano. Fakt Jezusa i jego zmartwychwstania pozostawał bez zmian, dojrzewał natomiast i rozwijał się sposób mówienia o tym, co się stało. Najlepiej można to zrozumieć, towarzysząc od wewnątrz świadectwu Nowego Testamentu: od spotkania z niepojętym faktem po jego wyrażenie w języku wiary i świadectwa, od źródła do ujścia, od przyczyny do skutku.

 Data Zmartwychwstania

Jezus umarł na krzyżu w piątek przed świętem Paschy, ukrzyżowany przez żołnierzy rzymskich, z wyroku Piłata, a z oskarżenia Kajfasza i starszyzny żydowskiej. Według naszej rachuby czasu było to siódmego kwietnia 30 roku. Dwa dni później, w niedzielę dziewiątego kwietnia o świcie, Jezusa już w grobie nie znaleziono. Tego też dnia po raz pierwszy ukazał się kobietom przy grobie a potem uczniom. Jak jednak można tę datę obliczyć? I dlaczego nie był to rok 33, tradycyjnie przyjmowany jako data ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa?

Trzeba zacząć od daty narodzin. W VI wieku mnich Dionizy zwany Mniejszym obliczył ją na rok 754 od założenia Rzymu. Ten rok stał się pierwszym naszego obecnego kalendarza, liczącego lata „po Chrystusie” bądź „naszej ery”. Do tego dodano wiek Jezusa w chwili rozpoczęcia działalności publicznej, który wynosił według Ewangelii św. Łukasza około trzydziestu lat, oraz trzy lata działalności. Wypadł więc rok 33, albo ściślej około roku 33.

Jednakże z danych historii starożytnej wynika, że król Herod umarł już w roku 750 od założenia Rzymu, czyli w 4 „przed naszą erą”. Jezus urodził się według Ewangelii jeszcze za jego panowania, zapewne 8/7 roku p.n.e. [zob. artykuł poprzedni]. Zatem i datę ukrzyżowania i zmartwychwstania należy cofnąć.

O ile? Można do tej daty dojść dwoma niezależnymi sposobami. Pierwsza droga prowadzi poprzez ustalenie daty wystąpienia Jana Chrzciciela oraz krótko potem Jezusa.

Było to według św. Łukasza w piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza. Objął on rządy po śmierci Augusta zmarłego 19 VIII 14 roku. „Pierwszym rokiem panowania” nazwano normalnie okres od objęcia władzy do Nowego Roku, a następne lata odpowiadały kalendarzowym. Nowy Rok wypadał w Rzymie 1 stycznia, jak u nas; wtedy rok piętnasty odpowiadałby rokowi 28. Jednak w Syrii, ojczyźnie św. Łukasza, zaczynano rok na przełomie września i października – wtedy „rok piętnasty” panowania Tyberiusza trzeba liczyć od około 1 X 27.

Równolegle można wykorzystać informację z początku Ewangelii św. Jana. W trakcie dyskusji z Jezusem Żydzi wspomnieli, że świątynię jerozolimską budowano przez 46 lat. Otóż, budowle świątyni stojące za czasów Jezusa, o których tu mowa, zostały ufundowane przez króla Heroda, przy czym prace nad nimi trwały jeszcze przez kilkadziesiąt lat po jego śmierci. Początek budowy obliczyć można na przełom lat 20/19 p.n.e. (wynika to ze starożytnych dzieł historycznych Józefa Flawiusza i Kasjusza Diona). 46 lat budowy upłynęło na przełomie lat 27/28 n.e. Zgadza się to doskonale z obliczeniem poprzednim.

Teraz czas trwania działalności Jezusa. Czwarta Ewangelia podaje, że wspomniana dyskusja o świątyni miała miejsce około święta Paschy. Byłby to więc kwiecień 28 roku. Potem Ewangelia wspomina drugą Paschę – 29 rok, a wreszcie trzecią Paschę, w przeddzień której Jezus został ukrzyżowany. Był to więc rok 30.

Jest jeszcze druga droga do tej samej daty. Otóż Jezusa ukrzyżowano w piątek, zaś Pascha wypadła następnego dnia, w szabat – tak podaje Ewangelia św. Jana. Święto żydowskie Paschy miało datę stałą, dnia 15 miesiąca Nisan, a więc tylko czasami wypadało ono w sobotę. Za rządów Poncjusza Piałata jako prefekta Judei (26-36 n.e.) zdarzyło się to w latach 27, 30, 33. Rok 27 nie pozostawiałby czasu na działalność Jezusa, która przecież zaczęła się już na Piłata, podobnie jak misja Jana Chrzciciela. W roku 33 trwałaby już ona nie trzy, ale cztery–pięć lat, przy czym Jezus miałby już czterdzieści lat. Ponadto w roku 33 w noc paschalną z piątku na sobotę wypadło zaćmienie księżyca, zaś Ewangelia tego wcale przy śmierci Jezusa nie notuje.

I przy tym rozumowaniu pozostaje więc tylko rok 30. Paschę obchodzono w tym roku w sobotę 8 kwietnia. Jezus został więc ukrzyżowany 7 IV 30, a pusty grób odkryto 9 IV 30.

Może się jeszcze nasunąć pytanie, czemu Wielkanoc nie wypada stale 9 kwietnia, w rocznicę tego dnia. Otóż nasza obecna numeracja miesięcy i dni, w której tak by wypadało, pochodzi z kalendarza rzymskiego. Kościół przyjął go sporo później. Pierwsi chrześcijanie ustalili datę Wielkanocy według żydowskiego kalendarza księżycowego, to znaczy takiego, w którym miesiące liczy się od nowiu do nowiu księżyca. Święto Paschy sąsiadujące z dniami ukrzyżowania i zmartwychwstania obchodzone było w pierwszą wiosenną pełnię księżyca. Chrześcijańska Wielkanoc wypadała dzień po święcie Paschy.

Ponieważ zmartwychwstanie odkryto w niedzielę, każda niedziela była dniem świątecznym chrześcijan. Żeby corocznie wspominać ukrzyżowanie w piątek a zmartwychwstanie w niedzielę, ustalono w II wieku dzień Wielkanocy na pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Tak się liczy i dziś i dlatego data Wielkanocy jest zmienna.

Wiara i teologia

Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1 List do Koryntian 15,14). Słowami tymi św. Paweł stawia sprawę na ostrzu noża – nie ma wiary w Chrystusa bez wiary w jego zmartwychwstanie. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał – pisze dalej apostoł – także umarli nie zmartwychwstaną, a ludziom pozostanie hasło: jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy (1 List do Koryntian 15,32).

Ale przecież Jezus rzeczywiście zmartwychwstał; dla wiary apostołów, wiary Kościoła, naszej wiary ma to znaczenie kluczowe. Prawda ta jest jednak trudna. Apostołowie usłyszawszy świadectwo kobiet powracających od grobu z początku je odrzucili: słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary (Łukasz 24,11). Tomasz zażądał „dowodu rzeczowego”, dotknięcia ran żywego Jezusa. Niektórzy spośród chrześcijan, choć nawróceni, mówili, że nie ma zmartwychwstania (dlatego musiał do nich św. Paweł napisać słowa przytoczone powyżej). Dobra Nowina była również odrzucana wprost: żydowscy przeciwnicy Jezusa rozpuścili plotkę, że uczniowie ukradli jego ciało z grobu; greccy słuchacze mowy Pawła na ateńskim Areopagu przerwali mu z lekceważeniem, gdy zaczął mówić o zmartwychwstaniu. Wreszcie i dzisiaj wielu z nas, chcących uważać się za chrześcijan, wyznaje, iż w zmartwychwstanie nie wierzy – albo też wątpi, wciąż na nowo pyta się o dowód, ze strachem myśli o śmierci.

Tak więc z jednej strony zmartwychwstanie Chrystusa jest sercem Dobrej Nowiny, rewelacją, wielkim radosnym zaskoczeniem, podstawą wiary i jej kamieniem probierczym – z drugiej zaś również „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”.

Wyznanie wiary, „Credo” mszalne mówi: I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. Cała treść wyznania wiary opiera się na Piśmie Świętym. W tym miejscu jednak – i tylko w tym – „Credo” wskazuje wprost na świadectwo Biblii. Rozwijając to zdanie przedstawić więc trzeba naukę Nowego Testamentu o zmartwychwstaniu Jezusa. Jest to zarazem odpowiedź na nadzieje mesjańskie Pism hebrajskich.

Nie będą to jednak po prostu „opisy zmartwychwstania”. Chwili powstania Jezusa z martwych nikt nie widział. Co więcej, nie był to zwykły powrót do życia takiego jak przedtem, kiedy to każdy mógł Jezusa słuchać i oglądać. Po zmartwychwstaniu był on już całkiem INNY, a widzieć dawał się tylko niektórym. Mówi się czasem z tego powodu, że zmartwychwstanie nie było „faktem historycznym” tak jak fakty z ziemskiego życia Jezusa. Zasadniczo leży ono bowiem w innym porządku istnienia, w pełni poznawalnym przez Objawienie i wiarę. Do historii należą odblaski i następstwa zmartwychwstania, które potwierdzają, że zaszło ono rzeczywiście (i w tym sensie jest „historyczne”). Fakt zmartwychwstania nie jest jednak porównywalny z innymi faktami w naturze i w historii ludzkiej.

Trudno więc było i jest mówić o nim ludzkimi słowami, opisać je i wyjaśnić. Słowa zaczerpnięte z codziennego doświadczenia z trudem tylko posłużyć mogły przedstawieniu tego, co zupełnie niecodzienne. Omawiając świadectwa Nowego Testamentu o zmartwychwstaniu trudno je nam do końca objaśnić i usystematyzować, ustalić ścisły przebieg i liczbę zjawień się Jezusa itp. Są to właśnie świadectwa – relacje tych, którzy przeszli od niewiary do wiary ujrzawszy Jezusa zmartwychwstałego lub o Nim od świadków usłyszawszy. Od ich świadectwa pochodzi wiara pierwszych słuchaczy Dobrej Nowiny, do ich świadectwa odwołuje się nasza wiara.

Pierwszym znakiem tego, co się stało, był pusty grób odkryty przez kobiety chcące namaścić ciało Jezusa. Było to w niedzielę o świcie, czyli na trzeci dzień od piątku, kiedy to Jezus został ukrzyżowany. Nie wiemy dokładnie, kiedy ciało znikło z wykutego w skale i zamkniętego kamieniem grobu, jednak na pewno „dnia trzeciego” od ukrzyżowania zmartwychwstanie stało się wiadome.

Odkrycie pustego grobu wzbudziło w pierwszej chwili lęk i zdziwienie: przykre zaskoczenie przysłoniło prawdziwą przyczynę zniknięcia ciała, trudną przecież do zrozumienia i przyjęcia. Jedynie umiłowany uczeń uwierzył ujrzawszy całun i chustę, w które ciało było owinięte (Jan 20,8). Niedługo jednak potem Chrystus zaczął się ukazywać. Ewangelie opisują cały szereg zjawień się Chrystusa zmartwychwstałego, czyli „chrystofanii”: wobec kobiet u grobu, wobec apostołów, wobec innych uczniów. [Jezus ukazywał się w Jerozolimie i w Galilei. Przypuszczamy, ze pierwsze były chrystofanie galilejskie, a wymienianie najpierw jerozolimskich wynikło z pewnego schematu geograficzno-teologicznego.]

W relacjach o spotkaniu ze Zmartwychwstałym uderza z jednej strony poczucie Jego rzeczywistej materialnej obecności, z drugiej zaś – Jego przemienienia. Jezus jadł z uczniami, a Jego ciała można było dotknąć: uczniom myślącym, że widzą ducha, powiedział Zobaczcie ręce me i stopy, że to jestem ja sam: obmacajcie Mnie i zobaczcie: bo duch nie ma mięsa i kości, jak widzicie, że ja mam (Łukasz 24,39 – przekład dosłowny). Kobiety mogły chwycić jego stopy (Mateusz 28,9), apostoł Tomasz dotykać ran. Wreszcie jak za ziemskiego życia Jezus przebywał z uczniami, nauczał ich, łamał chleb i dawał ostatnie polecenia. Taki sposób obecności przewyższa jakieś pojawienie się w wizji. A jednocześnie była to obecność w „ciele duchowym”, które mogło nagle zjawić się i zniknąć mimo zamkniętych drzwi i ścian. „Inność” Jezusa czyniła Go nawet trudnym do rozpoznania, tym bardziej że oczy musiały się sprzeciwiać widokowi tego, o którym było wiadomo, że nie żyje. Nie od razu świadkowie pojawienia się Zmartwychwstałego poznawali go. W każdym jednak opisie chrystofanii przychodzi decydujący moment, w którym można wyrzec słowa: to jest Pan! (Jan 21,7), dostrzec, że Inny jest Tym Samym i rzeczywiście obecnym.

Przełamanie obaw odczuwanych wobec pustego grobu oraz w pierwszych chwilach spotkania z żyjącym Chrystusem pozwoliło jego uczniom uwierzyć i ponieść wiarę dalej. Zmartwychwstanie Jezusa było kamieniem węgielnym apostolskiego nauczania i wiary pierwotnego Kościoła. Obok przekazów o znalezieniu pustego grobu i opisów chrystofanii trzecią grupę świadectw Nowego Testamentu dotyczących faktu zmartwychwstania stanowią właśnie wyznania wiary, teksty modlitewne i zapisy nauczania apostołów. Wprawdzie mówią one o zmartwychwstaniu zwięźlej niż opisy zjawień się Chrystusa, ale zarazem stanowią podsumowanie ogółu ówczesnych świadectw, znanych nam dzisiaj lub nieznanych. Pokazują też, że wiara w zmartwychwstanie była w całym pierwotnym nauczaniu stale i w konieczny sposób obecna.

Liczne świadectwa tej wiary znajdziemy i w Dziejach Apostolskich, i w listach, i w Apokalipsie. Pierwszy List do Koryntian tak streszcza to, czego nauczał św. Paweł na podstawie apostolskiego nauczania o Jezusie: Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem (1 List do Koryntian 15,3-4) – realność śmierci odpowiada więc realności zmartwychwstania. Prawda ta opiera się na świadectwie bardzo licznych świadków: czytamy bowiem dalej Ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu: później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie – większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu (…) ukazał się i mnie. (1 List do Koryntian 15, 5-8).

Zmartwychwstanie było więc dla pierwszych chrześcijan faktem zupełnie pewnym, prawdą, którą trzeba z wiarą przyjąć i głosić dalej; Chrystus zmartwychwstały posyła swoich uczniów jako misjonarzy Dobrej Nowiny. Zarazem zastanawiali się wierzący nad znaczeniem zmartwychwstania, którego byli świadkami: czym ono było i co mówi o Chrystusie – oraz o człowieku?

Chociaż zmartwychwstanie zaskoczyło uczniów Jezusa, ci dostrzegli, że nie było ono czymś zupełnie nieprzewidzianym i nieoczekiwanym. Jezus zapowiedział, że umrze i znów powstanie. Mówi też św. Paweł, że Chrystus zmartwychwstał zgodnie z Pismem. Przypomina w ten sposób, że Pismo Święte Starego Testamentu zawiera zapowiedź przyjścia Mesjasza, który objawi się w chwale, nie poddawszy się prawu śmierci (Dzieje Apostolskie 2,27). Mówiąc zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo obejmujemy zarówno tę zapowiedź, jak jej wypełnienie przez Nowy Testament poświadczone. Była wreszcie przygotowaniem do zmartwychwstania Jezusa wiara w zmartwychwstanie umarłych, obecna w późniejszych księgach Starego Testamentu i żywa w narodzie izraelskim w czasach Jezusa. Przez zmartwychwstanie wypełniły się obietnice Boże i nadzieje wierzących.

Dostrzegano w zmartwychwstaniu jawne wkroczenie Boga w świat: On to wskrzesił, podniósł z martwych swojego Syna (np. 1 List do Tesaloniczan 1,10). Chrystus wprawdzie zabity, powołany został do życia Duchem Bożym (1 List św. Piotra 3,18). Był to zarazem czyn samego Chrystusa, który powstał z martwych i dał się widzieć, jako że śmierć nie miała nad nim władzy. Zmartwychwstanie pokazuje, kim Jezus naprawdę był, pokazuje Go pełnym mocy Synem Bożym (List do Rzymian 1,4), w jedności z Ojcem i z Duchem Świętym.

Jezus „przyjąwszy postać sługi (…) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego Bóg Go nad wszystko wywyższył” (List do Filipian 2,7-9). Ukrzyżowany przez zmartwychwstanie wchodzi do swojej chwały jako Pan i Mesjasz (Dzieje Apostolskie 2,36). Zmartwychwstanie to wywyższenie Syna Człowieczego i Syna Bożego, zajęcie miejsca po prawicy Majestatu na wysokościach (List do Hebrajczyków 1,3). Wniebowstąpienia nie da się oddzielić od zmartwych­wstania.

Zmartwychwstanie owocne jest dla człowieka. Przez chrzest „zanurzamy się” w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, a uwierzywszy w niego dostępujemy wybawienia. „Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki” (Jan 11,25-26). Zmartwychwstanie potwierdza również wartość życia w ciele i nadaje mu głębszy sens, budząc nadzieję na powrót do życia w ciele przemienionym na wzór Chrystusowego. […]

Zmartwychwstanie Chrystusa budzi wiarę w powszechne zmartwychwstanie, jest podstawą naszej nadziei na przyszłe życie w Chrystusie. Pismo Święte powtarza to wielokroć. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z nim (1 List do Tesaloniczan 4,14). Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 List do Koryntian 15,20).

Wiara w zmartwychwstanie Chrystusa czerpie więc ze świadectwa Pisma Świętego. Na jego kartach przemawiają ci, którzy Zmartwychwstałego spotkali, uwierzyli i poszli głosić Dobrą Nowinę. W pełni uwierzyć w zmartwychwstanie oznacza zatem nie tylko przyjąć słowo wiary, ale i samemu zaświadczyć, podjąć świadectwo apostołów. Właściwie powinniśmy mówić o zmartwychwstaniu tak, jakbyśmy widzieli Chrystusa własnymi oczyma, jakbyśmy tam byli. Chrześcijanin powinien nie tylko wierzyć w fakt zmartwychwstania, lecz także być zmartwychwstania świadkiem.

Źródło: Michał Wojciechowski, Wiara – cywilizacja – polityka, Dextra – As, Rzeszów – Rybnik 2001 (dextra@dextra.pl, dextra@rz.onet.pl + www.dextra.pl).

opr. mg/mg

zmartwychwstanie1

Życzenia

Aby Zmartwychwstały Chrystus
obudził w nas to, co jeszcze uśpione,
ożywił to, ci już martwe;
niech światło Jego słowa
prowadzi nas przez życie do wieczności.
Radosnych Świąt w gronie rodzinnym życzy Admin

Zmartychwstały Jezus

Symbole Wielkanocne

W kwestiach wiary nie sposób wszystkiego wyrazić za pomocą słów. Dlatego Kościół od początków swego istnienia chętnie używa materialnych symboli jako przekaźników niebieskich tajemnic i „kanałów” Bożej łaski. Czy jednak wymowa i ukryty sens prostych symboli jest dla nas żyjących w stechnicyzowanych społeczeństwach wciąż czytelny? Czy nasza symboliczna wyobraźnia nie potrzebuje niezbędnego odświeżenia?

Zbliżają się święta wielkanocne. Wielu z nas z pewnością pojawi się częściej w tych dniach w kościele. Począwszy od Wielkiego Czwartku, poprzez Wielki Piątek, aż po Wigilię Paschalną, zauważymy znaczące różnice nie tylko w długości, ale i w przebiegu liturgii. Kościół będzie starał się na różne sposoby przybliżyć nam wielkanocne wydarzenie i jego zasadnicze przesłanie. Będziemy zaproszeni do aktywnego współuczestnictwa w wielu rytuałach i symbolicznych czynnościach (poświęcenie ognia, gra światła i ciemności, poświęcenie wody chrzcielnej, święconek, umycie nóg itd). Niestety często dokonywane podczas liturgii znaki wydają się nam obce. Nie przemawiają do naszej wyobraźni i nie uwidaczniają nam istotnego związku z naszym codziennym życiem. Specyficzną cechą liturgii jest to, iż odwołuje się ona do prostych, materialnych znaków i symboli, dzięki którym niewidzialne i trudno wyrażalne tajemnice mają stać się nam bliższe. C. G. Jung pisał, że „słowo lub obraz jest symboliczny, jeśli zawiera on w sobie więcej treści, niż potrafimy w nim na pierwszy rzut oka rozpoznać”. Liturgia apeluje więc do naszej zdolności odkrywania pewnego duchowego naddatku w rzeczach oraz nadawania im rozmaitych znaczeń. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, żyjemy w świecie symboli i stale się nimi posługujemy, zwłaszcza we wzajemnej komunikacji i sztuce. J. Chevalier twierdzi nawet, że świat symboli mieszka w naszym wnętrzu. Właśnie od przebudzenia tej drzemiącej w nas możności, zależy owocny udział w wielkanocnych ceremoniach. Poniższe krótkie rozważania niechaj służą nam jako impuls do dalszej osobistej refleksji.

Ogień

W życiu codziennym pełni rozmaite funkcje: jest źródłem światła; ogrzewa; towarzyszy śpiewom, tańcom i zabawom; odstrasza dzikie zwierzęta; służy do przyrządzania potraw; oczyszcza i spala to, co niepotrzebne; nieraz leczy, a nieokiełznany – niszczy i obraca w popiół. Chrześcijaństwo początkowo nieufne wobec ognia (ze względu na pogański zwyczaj, polegający na zapalaniu dużej ilości świateł w czasie pogrzebu w celu odpędzenia demonów), z czasem zaczęło przejmować go jako znak Chrystusa – Światłości rozpraszającej mrok. Tam gdzie światło, tam znika paraliżujący nas lęk. Blask światła wzbudza w nas radość, wskazuje kierunek; sprawia, że rozpoznajemy właściwą drogę i nie zbaczamy z niej. Komuż z nas uśmiecha się błąkanie w ciemnościach? Co czulibyśmy, zamknięci przez kilka dni w zupełnie ciemnym pomieszczeniu? Czy nasze życie jest w ogóle możliwe bez związku ze światłem?

Paschał

Ileż dobrodziejstw przynosi nam praca pszczelego roju: miód, propolis i wosk. Aż trudno sobie wyobrazić ile tysięcy, a może nawet milionów lotów musiały wykonać pszczoły, aby powstała taka gruba świeca. Kiedy zapalamy świecę, rodzi się w nas wrażenie, jakby cały trud pszczelej pasieki obracał się w nicość. Świeca kurczy się, topi się, by użyczyć swego istnienia wystrzeliwującemu w górę płomieniowi. Płomień pali i nie pozwala się bezboleśnie dotknąć. Jednak z drugiej strony emanuje zeń przyjazne dla nas ciepło. Jego wyrazistość koncentruje na sobie naszą uwagę. Przed nim pierzchają wszelkie ciemności. On sam jeden jest głównym „bohaterem” w polu naszego widzenia. W Chrystusie „gorejącym ognisku miłości”, płonie pragnienie, które nie zna końca. Jest to pragnienie uszczęśliwienia człowieka i wydobycia go z mroków grzechu. Kiedy patrzymy na świecę paschalną widzimy symboliczne ucieleśnienie tego pragnienia. Więcej – Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie stanowią najwyższą formę urzeczywistnienia Jego nieskończonej miłości. Miłości, która ogrzewa i obejmuje wszystkich.

Woda

Czy przypatrywaliśmy się kiedyś z uwagą wytryskującemu, cichemu źródłu? Czy wsłuchiwaliśmy się w nurt górskiego strumienia? Czy nie poraził nas huk odmętów wodospadu? Ten żywioł w przeciwieństwie do ognia wypełnia i kształtuje nasze ciało. Jest tak ściśle z nami związany, że bez niego umieramy. Pragniemy wody! Czy to nie dziwne? Człowiek może obejść się bez wielu rzeczy, lecz pragnienie napoju jest w nim tak nieodzowne, iż konstytuuje pewne fundamentalne „otwarcie”. Kto kiedykolwiek poczuł dłuższą „suchość” w gardle, ten wie, jaką wartość ma wówczas odrobina wody. Jakże wydatnie poprawia się nasze samopoczucie, gdy dzięki kąpieli stajemy się czyści! Jakąż ulgę przeżywa kuracjusz, kiedy po paru tygodniach picia wód mineralnych, czuje się lepiej? Dlatego wiele kultur postrzegało wodę jako symbol szczególnych energii witalnych. W tradycji judeochrześcijańskiej woda stała się znakiem życia nadprzyrodzonego, przeobrażającego sam duchowy rdzeń człowieczeństwa. Wodą Ducha jest łaska – dar darmo dany przez Chrystusa. Łaska Chrystusa przypomina studnię bez dna. Wszyscy mogą z niej czerpać. Od momentu chrztu łaska wkroczyła w nasze życie. Ona nas formuje, odnawia, krzepi i uzdalnia do wydawania duchowych owoców. Zaspokaja nasze pragnienie. Bez niej marniejemy.

Chleb

Jak stosunkowo łatwo przychodzi nam w dzisiejszych czasach rozpalić ognisko, jak lekko zaczerpnąć wody. (Wystarczy odkręcić kran w kuchni). Z chlebem jest jednak inaczej. Chleb musimy „współtworzyć” i poświęcić dla niego sporą część naszej istoty. Nie spada on z nieba jak deszcz czy słup ognia. Ile trudu i znoju trzeba włożyć, aby skosztować chleba! Istnieje jakiś tajemniczy związek pomiędzy pracą a chlebem. Przyzwyczailiśmy się do chleba z mąki, ale przecież dla wielu ludów chleb to ryż; dla innych kukurydza, czy trzcina cukrowa. Wszyscy oni muszą długo nań pracować i czekać, aż ziemia wyda owoc. Chleb powstaje z połączenia darów ziemi, stworzonych przez Boga i twórczego wysiłku człowieka. Chleb nas jednoczy, bo wszyscy go potrzebujemy. Jezus utożsamia się z chlebem, gdyż w nim tkwi duża cząstka naszego człowieczeństwa – tak wiele musimy dać, nieraz wiele wycierpieć, aby zjeść chleba. Chrystus to Chleb żywy – daje siebie do spożycia za darmo. Pragnie tylko, abyśmy o Niego zabiegali, abyśmy Go sobie cenili.

Jajko

Wykluwanie się piskląt. Co za radość dla ptasiej matki, jakie poruszenie w gnieździe? Czyż to nas nie zastanawia, że nierozumne stworzenie cieszy się z nowego życia? Wbrew pozorom nowe życie nie rodzi się automatycznie, jak za pstryknięciem palców. Tu również trzeba cierpliwie czekać. Najpierw jajko musi być zniesione, potem wysiedziane w cieple przez kokoszę, a kiedy przychodzi właściwy moment, następuje przedziwna walka. Ukryte pod skorupą pisklę chce wyjść z zamknięcia. Czy przypatrywaliśmy się kiedyś, jak kurczę powoli, ale jednak z nieodpartym instynktem wydobywa się z jajka? Dopiero na wolności, małe czuje w pełni, że żyje. Życie! Często wydaje się nam, że to takie oczywiste. Życie zakłada walkę, przeobrażanie się, zrzucanie starych, krępujących powłok. Żyć to być wolnym. Któż z nas nie chce żyć? Ale co jajko ma wspólnego ze zmartwychwstaniem Chrystusa? Tyle, że bez Niego nie wydobylibyśmy sie sami z uwiądu grzechu. Żylibyśmy stłamszeni w naszych skorupach lęków i ograniczeń, które czynią nas nieszczęśliwymi. Chrystus jest Orłem, który z ziemi podnosi nas na swych skrzydłach ku górze – ku pełnemu życiu.

Baranek

Łagodność i niewinność, to pierwsze słowa jakie cisną nam się na usta, kiedy myślimy o baranku. Jednak pomimo jego potulności, nigdy nie był on obnoszony i czczony z taką nabożnością jak święty byk Apis w Egipcie, czy mityczny jednorożec. Jego przeznaczeniem było stawać się ofiarą. Według Izraelitów czystość baranka składanego w ofierze, miała przebłagać Boga za grzechy. „Nie rób ze mnie kozła ofiarnego!” – tak mówimy, gdy ktoś usiłuje obarczyć nas winą, za coś czego nie uczyniliśmy. Co więcej, potrafimy się znaleźć wymówkę nawet wtedy, gdy rzeczywiście jesteśmy winni. To nam wychodzi bardzo dobrze. Baranek nie potrafi się obronić, nie jest w stanie uciec, a przy tym zachowuje swoją nieskazitelność. Robią z nim co chcą, pędzą go, gdzie się im podoba, a on posłuszny w swej „naiwności” idzie, nie wiedzieć czasem dokąd. Baranek bez skazy – Chrystus – przyjął nasze zrzucanie winy na innych. Ten balast przygniatał nas niemiłosiernie. A On wziąwszy go na siebie, milczał. Pozwolił stać się widowiskiem i dał się rozszarpać „dzikim zwierzom”. Jednak wbrew temu, co narzuca się naszym oczom, nie był on ofiarą losu. Stał się ofiarą miłości.

Sól

Używanie przypraw do przyrządzania posiłków pokazuje nam, że cel jedzenia nie tkwi jedynie w napełnianiu żołądka. Spożywanie pokarmów jest osobliwą sztuką, w której również smak odgrywa niebłahą rolę. Jako istoty cielesno-duchowe pragniemy kosztować, delektować się smakiem przeróżnych dań, wychodzić ponad kojące zaspokojenie głodu. Staje się to możliwe właśnie dzięki zastosowaniu m. in. soli. Według starożytnych przekazów asyryjskich to bogowie pouczyli ludzkość o dobroczynnych właściwościach soli. Sól, jako nosicielka przedziwnej siły witalnej, użyta we właściwych proporcjach, zachowuje i przedłuża życie, chroni przed zepsuciem, obdarza potrawy odpowiednim smakiem. Św. Hieronim nazywa Chrystusa „niebieską solą”, która swoją ożywczą mocą przenika niebo i ziemię i czyni nasze życie smaczną potrawą. W życiu nie chodzi bynajmniej o to, aby w miarę spokojnie przepędzić swoje dni na tej ziemi. Zapraszając Jezusa do swego życia, nadajemy naszym staraniom nowe znaczenie, stawiamy w nich na jakość, nabieramy świeżości, odradzamy się. Przyjęcie Zmartwychwstałego oznacza porzucenie dawnego człowieka, podlegającego zepsuciu (Ef 4, 22b), gdyż On przyobleka nas w szatę nowego człowieczeństwa, które wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga (Kol 3,10).

Olej

Czyż nie wprawia nas w zachwyt wirtuozerski popis skrzypka, interpretującego dla nas dzieła wybitnych twórców muzyki? Czy nie budzi w nas podziwu doskonała gra aktorska, angażująca cały potencjał ludzki i oddziałująca na nas swą siłą przekonywania? Czy nie pociąga nas bezinteresowna służba lekarza, matki, ojca, kapłana czy siostry zakonnej? Widząc osobę, która z oddaniem angażuje się na rzecz innych lub z przejęciem wykonuje swoją pracę, przychodzi nam nieraz taka myśl do głowy: „Ten człowiek jest pełen pasji. On ma „coś” w sobie. Pracuje i postępuje z takim namaszczeniem”. Nic dziwnego, iż przykład takich ludzi nam imponuje. Bo właśnie wielkość pasji i wewnętrznego namaszczenia (poczucia jakiegoś odczytanego w sercu posłania) decyduje o tym, czy będziemy się posuwali naprzód w naszym życiu lub ugrząźniemy w tzw. „świętym spokoju”. Człowiek ospały, oplątany sidłami marazmu i obojętności, nigdy nie będzie w stanie dokonać czegoś ważnego w swoim życiu. Namaszczenie jest znakiem szczególnego wybrania i podkreślenia wyjątkowej godności. Zapach nasyconej wonnościami oliwy, w Kościele określanej zwykle jako krzyżmo, naznacza wierzącego niezatartym piętnem powołania. Duch Zmartwychwstałego tchnie w ochrzczonego pełną mocy pasję niesienia światu nadziei i bycia świadkiem Bożej obecności wśród stworzenia. W ten sposób Bóg wyraża zarówno swoje upodobanie w człowieku jak i nakłada nań ogromną odpowiedzialność. Odpowiedzialność zakłada czyn. Czyn rodzi się z pasji.

Dariusz Piórkowski SJ

baranek

 

Wielki Tydzień

Ostatnie dni Wielkiego Postu od Niedzieli Palmowej do wieczora Wielkiego Czwartku, a następnie Triduum Paschalne to Wielki Tydzień. Najstarsze świadectwa o liturgii Wielkiego Tygodnia pochodzą z IV w. z Palestyny. Rozpoczynała ją uroczysta procesja z palmami, z Betani do Jerozolimy na pamiątkę wjazdu Chrystusa do świętego miasta, aby dokonać odkupienia ludzi przez mękę i śmierć na krzyżu.

Niedziela Palmowa

Niedziela Palmowa rozpoczyna Wielki Tydzień, w którym obchodzi się pamiątkę Męki śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Każdy chrześcijanin powinien dołożyć wszelkich starań, aby obrzędy Wielkiego Tygodnia zrozumieć, brać w nich czynny udział, a przede wszystkim umartwieniami i świętością życia dawać dowód żywej wiary.

W Niedzielę Palmową, Kościół obchodzi pamiątkę wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy, dla dokonania paschalnej tajemnicy Męki i Zmartwychwstania. W tym dniu święci się palmy i organizuje procesję. Wszystkie Msze św. odprawia się tak, aby były wspomnieniem uroczystego wjazdu Prana Jezusa do Jerozolimy, a szczególnie przypomina nam o tym, specjalny obrzęd przed Mszą św. i poświęcenie palm. We wszystkich obrzędach używa się czerwonego koloru szat liturgicznych.

Triduum Paschalne

Wielki Czwartek Najstarszy dokument opisujący liturgię Wielkiego Tygodnia w Jerozolimie z IV wieku, mówi o dwóch Mszach św. w Wielki Czwartek. Dwie Msze św. w tym dniu odprawia się kościołach katedralnych. Rano biskup koncelebruje, razem ze wszystkimi kapłanami z całej diecezji uroczystą Mszę św. z poświęceniem Krzyżma (oliwa zmieszana z balsmem, używane w sakramencie bierzmowania i sakramencie chrztu) i oleju chorych.

We wszystkich innych kościołach wolno w tym dniu odprawić tylko jedną Mszę św. w godzinach wieczornych. Nazywamy ją “Mszą Wieczerzy Pańskiej”. Rozpoczyna ona Triduum Paschalne, które stanowi Wielki Piątek, Wielką Sobotę i Niedzielę Zmartwychwstania. Ostatnia wieczerza miała miejsce w nocy z czwartku na piątek i należała według żydowskiej rachuby czasu do piątku. Doba trwała od zachodu, do zachodu słońca. Dlatego, dniem zarówno pierwszej Ofiary Eucharystycznej jak i Ofiary Krzyża, jest ten sam dzień – Wielki Piątek. I tu widzimy ścisły związek Krzyża, Zmartwychwstania i Eucharystii.

Wielki Piątek W tym dniu gromadzimy się na sprawowaniu pamiątki męki i śmierci Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Liturgia zaprasza nas do rozważania biblijnego opisu męki Pańskiej, a następnie adoracji i uczczenia Krzyża świętego. W tym dniu nie odprawia się Mszy św. Po liturgii eucharystycznej Ciało Chrystusa przenosi się uroczyście do adoracji do tak zwanego Grobu, Pańskiego. Wielka Sobota jest dniem, w którym nie odprawia się Mszy św. ani innych nabożeństw. Przez cały dzień, wierni nawiedzają Grób Pański i czuwają na modlitwie, pamiętają^, że jest tam obecny pod osłoną chleba Uwielbiony i Zmartwychwstały Pan.

Wielka Sobota W tym dniu święci się pokarmy. W Polsce wierni przynoszą w pięknie przystrojonych koszykach, chleb, wędlinę, masło, chrzan, sól i jajka. Nie powinno w nim zabraknąć baranka, który symbolizuje Chrystusa. W tym dniu, każdy pokarm ma swoje znaczenie : chrzan, przynosimy na znak męki Pana Jezusa, która zamieniła c’ę w słodycz, a symbolem tej słodyczy jest masło. Poświęcone jajka, symbolizują nowe życie Zmartwychwstałego Pana. Przez święcenie pokarmów, Kościół błogosławi byt doczesny; podkreśla dostojność ciała, które w tym dniu osiągnęło nieśmiertelność. Chrystus po zmartwychwstaniu jadł chleb i rybę, by przekonać uczniów, że jest naprawdę żywym człowiekiem.

Wigilia Paschalna Noc paschalną rozjaśnia zmartwychwstały Chrystus. Jest to naprawdę Wielka Noc, jest to najważniejsze wydarzenie w dziejach świata i ludzkości. W niej dokonało się przejście że śmierci do nowego życia, przez zmartwychwstanie. Cała dynamika nocy paschalnej, skupia się wokół życia w Chrystusie, dlatego cała jej liturgia, pełna jest symboli życia: światło – słowo – woda – uczta. Znaki te stanowią również główną treść kolejnych części Wigilii Paschalnej. Uroczystym ogłoszeniem zmartwychwstania Chrystusa i wezwania ” całego stworzenia do udziału w tryumfie Zmartwychwstałego jest Procesja Rezurekcyjna.

Niedziela Wielkanocna Rozpoczyna się Wigilią Paschalną, czyli Mszą św. Zmartwychwstania Pana, sprawowaną w sobotę wieczorem lub w nocy.

wielki tydzień

Pielgrzym

Kasa z nieba

Czy można się modlić o pieniądze? 
– zapytała znajoma katechetka w drugiej klasie podstawówki. 
„Nieee!” – zgodnym chórem krzyknęły dzieci. Nie? A dlaczego nie? 


Kasa 
z nieba ROMAN KOSZOWSKI /GN

Nie potrzebuję jałmużny. Modlimy się inaczej; daj mi pracę, pozycję, a na chleb to sam sobie zarobię”. Co więcej: aramejskie lahmo, tłumaczone jako „chleb powszedni”, ma głębsze znaczenie niż tylko kromka chleba. Oznacza to wszystko, czym żyjemy i czego potrzebujemy do życia. Spotkałem niedawno ludzi, którzy modlili się o spore pieniądze na cele ewangelizacyjne (przygotowanie Kursu Alfa, czyli serii ewangelizacyjnych spotkań, w restauracjach dla setki osób to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych). Prosili i dostali wszystko. Co do grosza. 
– Czy dzisiejsze ubóstwo materialne nie wynika z pychy? Z tego, że ludzie, którym brakuje pieniędzy, nie są zdolni o nie prosić? – pytał wprost rabina Szaloma Ber Stamblera Filip Memches w znakomitej książce „Ekonomia w judaizmie”. – A co z sytuacją, w której człowiek stara się, ciężko pracuje, a efektów nie widać? Jeśli Bóg go kocha, to powinien chyba jakoś na to odpowiadać. W przeciwnym razie trudno, żeby taki człowiek wierzył w Boga.
– Proponuję odwrócić ten problem – odpowiedział przewodniczący wspólnoty Chabad-Lubavitch w Polsce. – Warto zadawać sobie pytanie o własne powodzenie. W moim przypadku nie zasługuję na sukcesy, które odniosłem. Gdybym myślał, że zawdzięczam je sobie, byłbym głupcem. Komu więc zawdzięczam swoje powodzenie? Bogu. Najważniejsze, żeby w życiu nie rozminąć się z powołaniem. Człowiek, który dobrze szlifuje diamenty, ale jest piekarzem, robi błąd. I tak samo w duchowości – jeśli ktoś może uczyć się głęboko, a uczy się powierzchownie, to szkoda. Trzeba maksymalizować swoje możliwości, bo są darami od Boga i misją. W judaizmie ważne jest, co czemu służy. Kiedyś w nowojorskim Crown Heights był rabin, który zajmował się szkolnictwem dla społeczności Chabad. Któregoś razu w szabas przechodził obok używanego autobusu, na którym wisiało ogłoszenie „Do sprzedaży”. Postanowił od razu kupić pojazd jako schoolbus, ale wyższy rangą rabin powiedział, żeby tego nie robić. Tamten tłumaczył, że to nie dla niego, tylko dla szkoły. A zarazem pomyślał, że przypuszczalnie chodzi o zakaz handlu w szabas. Tymczasem jego rozmówca oświadczył, że nie należy kupować tego używanego autobusu, ponieważ trzeba kupić całkiem nowy. Na tym to wszystko w judaizmie polega… Są biurowce, w których jedna sala przeznaczona jest na modlitwę. I tam przychodzą biznesmeni z całego biurowca, żeby się modlić. To piękna rzecz. Pokazuje, że są ludzie, którzy mają świadomość tego, że ich pieniądze pochodzą nie tylko z pracy, ale przede wszystkim są darem Bożym. Przychodzi godzina 15 i biznesmen idzie się modlić. A jakie to świadectwo dla jego pracowników! Jeśli oni są niewierzący, to jednak daje im do myślenia fakt, że ich szef w godzinach pracy się modli. Trzyma na półce Torę. Wyciąga ją i otwiera na jakimś fragmencie. Słowo Boże stanowi bowiem drogowskaz także w biznesie.

Daj mi 440 zł i 50 gr


W Odnowie w Duchu Świętym funkcjonuje słowo wytrych. Mawia się: „Proś konkretnie. Wyłóż runo przed Panem”. Co to konkretnie znaczy? Mam informować Boga, jakiej kwoty potrzebuję, tak jakby o tym nie miał pojęcia? – pytam organizatora rekolekcji zorganizowanych przed rokiem na Stadionie Narodowym. Wynajmujecie stadion i brakuje wam, strzelam, 800 tys. zł. Przedstawiacie „górze” rachunki czy błagacie jedynie: „Pomóż!”? Słyszałem kiedyś konferencję o tym, że wzorem modlitwy jest to, co Maryja powiedziała w Kanie. „Nie mają już wina”. Koniec, kropka. Nie mówiła: „Jezu, dostarcz tu trochę caberneta, a trochę merlota i pamiętaj, że kilka kobiet pije jedynie białe wino, bo po czerwonym ma migrenę”. Przedstawiła stan faktyczny: nie mają wina. Z drugiej strony co chwila słyszę: „Proś konkretnie! Powiedz: potrzebuję 51 tys. zł 47 gr”. 
– Mówię Bogu o wielu rzeczach, o wielkich marzeniach i detalach. O wszystkim. O pieniądzach również – wyjaśnia ks. Rafał Jaroszewicz. – Nie chodzi o to, by teraz się zafiksować, że potrzebuję 51 tys. zł 47 gr, tylko żeby powiedzieć uczciwie: „Panie, brakuje mi tego i tego, przecież Ty to widzisz!”. Kiedyś profesor w seminarium zadał mi ciekawe pytanie: „Po co prosicie, jeżeli Bóg wie wszystko?”. Po co prosicie? Oczywiście odpowiedź jest bardzo prosta: Bóg chce, żebyśmy Go prosili, bo pragnie, żebyśmy widzieli, że to On sam nam daje. Czeka na to, aby człowiek był wobec Niego całkowicie szczery. Nigdy nie mówiłem Bogu, że ma mi dać 7,50, bo akurat tyle mi brakuje do zapłacenia rachunku telefonicznego. Zastanawiam się, czy to nie jest z mojej strony zuchwałość, ale mam mocne doświadczenie, że gdy nie mam żadnej pensji, a zbliża się termin spłacenia rachunków (np. fundacji „SMS z nieba”), to Bóg daje mi tyle i dokładnie tyle, ile potrzebuję. Jeśli robi to przez ileś lat, to dlaczego mam Mu nie ufać, że i tym razem tego nie zrobi? „Nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie – czytamy przecież w Biblii. – Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie”.
Drugoklasiści nie mieli racji. Można modlić się o pieniądze. Niezwykle istotne jest jednak rozłożenie akcentów. – Rodzice rabina Desslera zrywali się o świcie, by czytać Biblię – przypomina o. Augustyn Polanowski. – Byli świetnymi kupcami. Dlaczego? Nie dlatego, że cały dzień poświęcali na biznes, ale dlatego, że mieli na to tylko 4 godziny! Resztę poświęcali Torze. Niewiele. „Szukajcie wpierw królestwa Bożego”. Przez te 4 godziny pracowali tak intensywnie, że zarabiali naprawdę świetnie. A my harujemy po 12 godzin i co z tego mamy?

opr.Marcin Jakimowicz

Niedziela Palmowa

Gdy się zbliżali do Jerozolimy, do Betfage i Betanii na Górze Oliwnej, posłał dwóch spośród swoich uczniów i rzekł im: “Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz przy wejściu do niej znajdziecie oślę uwiązane, na którym jeszcze nikt z ludzi nie siedział. Odwiążcie je i przyprowadźcie tutaj! A gdyby was kto pytał, dlaczego to robicie, powiedzcie: Pan go potrzebuje i zaraz odeśle je tu z powrotem”. Poszli i znaleźli oślę przywiązane do drzwi z zewnątrz, na ulicy. Odwiązali je, a niektórzy ze stojących tam pytali ich: “Co to ma znaczyć, że odwiązujecie oślę?” Oni zaś odpowiedzieli im tak, jak Jezus polecił. I pozwolili im.
Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki ścięte na polach. A ci, którzy Go poprzedzali i którzy szli za Nim, wołali: “Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach!” Tak przybył do Jerozolimy i wszedł do świątyni. Obejrzał wszystko, a że pora była już późna, wyszedł razem z Dwunastoma do Betanii” (Mk 11,1-11).

Przyglądamy się Jezusowi zdążającemu do Jerozolimy, siedzącemu na oślęciu. Widzimy tłumy osób, które słały na drodze swe płaszcze i gałązki ścięte na polach. I słyszymy ich radosne: Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach!

Jezus wielokrotnie uchylał się wobec zabiegów ludu, który pragnął Go uczynić królem. Tu jednak widzimy Go w zupełnie innej postawie. Zostaje obwołany Tym, który przynosi zbawienie, który przychodzi wprowadzić królestwo Dawidowe. To Jezus wybiera odpowiedni czas i szczegóły swego mes-jańskiego wjazdu do Jerozolimy. Ten tryumfalny wjazd ma miejsce parę dni przed męką Jezusa. Wjazd na oślęciu, pośród rozentuzjazmowanego tłumu, wskazuje na godność królewską i mesjańską Jezusa. Potwierdzają to szaty złożone na oślęciu i ścielone na drodze oraz zielone gałązki słane przed Nim przez lud.

Widać tu aluzję do proroctwa Zachariasza: Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawied-liwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy (Za 9,9). Jezusowe królowanie nie jest królowaniem według modelu światowego. Wjazd Jezusa na osiołku, a nie na wspaniałym rumaku czy na rydwanie, symbolizuje pokorę tego króla.

Jezus jest w pełni świadomy, iż On jest obiecanym i oczekiwanym Mesjaszem i Królem Izraela. A jednocześnie jest głęboko świadomy, że za kilka dni On, który wjeżdża do Jerozolimy jako Król Izraela, zostanie wyprowadzony, czy wręcz wyrzucony przez tę samą bramę, poza miasto jako złoczyńca i bluźnierca; i tam umrze na krzyżu.
Bywa w Kościele wiele momentów tryumfalnych, wiele chwil wielkości. Czy nie jesteśmy nastawieni tylko na tego rodzaju przeżywanie Kościoła? Czy pociąga nas należenie do Kościoła pokornego? Czy skromność i pokora jako sposoby na życie są dla nas atrakcyjne?

Aklamacja hosanna jest radosnym wysławianiem Boga, zaczerpniętym z Psalmu 118, który jest używany w liturgii świątynnej, szczególnie podczas obchodów Paschy. Tym psalmem uczestnicy uroczystości wyrażali swoje uwielbienie i wdzięczność Bogu. W Nowym Testamencie hosanna pojawia się tylko w kontekście uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy jako okrzyk radości i oddanie hołdu Bogu i Jego wysłannikowi. Wołanie tłumu nawiązuje do psalmu: Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie! Błogosławimy wam z domu Pańskiego i oznacza pojawienie się kogoś na Boży rozkaz i z misją od Boga. Podkreśla się tym sposobem mesjański wymiar wydarzenia. Zaś w Jezusie widzi się osobę, w której wypełniają się oczekiwania i nadzieje mesjańskie. Aklamacja Hosanna na wysokościach wyraża jednocześnie przekonanie, że ten radosny nastrój, który zapanował na ziemi, przeniknął także do nieba, którego mieszkańcy cieszą się z przyjścia na świat oczekiwanego od dawna Mesjasza. Ale iluż spośród tych wołających tutaj hosanna w parę dni później będzie krzyczeć: ukrzyżuj Go, krew Jego na nas i na nasze dzieci?

W Sanctus, w czasie każdej Mszy świętej, Kościół w ramach liturgii eucharystycznej podejmuje wołanie tłumów z tryumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Zastanówmy się nad momentami, w których oddajemy Bogu cześć podczas naszej Eucharystii: Czy nasza postawa jest oddawaniem Bogu czci nie tylko ustami, lecz stałym szukaniem i pełnieniem Jego woli? Czy wołając jednego dnia w kościele: hosanna, w parę dni później nie jesteśmy zdolni wołać: nie mamy króla poza Cezarem, bo tak chce większość, która nas otacza w naszym środowisku pracy, w naszej rodzinie? Czy i tam potrafimy wyznać, że naszym królem jest Jezus, ten pokorny na osiołku?

Kiedy Jezus dociera do Jerozolimy, Jego kroki kierują się do świątyni. Idzie, by oddać hołd swemu Ojcu. Nie koncentruje się na swoim sukcesie. Jest świadom, że to, Kim jest, pochodzi wyłącznie od Ojca, od Boga Jahwe. Hołd otrzymany od ludu oddaje Ojcu. Również przyjęcie krzyża, które już niedługo nastąpi, będzie oddaniem Ojcu czci za tych, którzy Mu tej czci odmówili swoimi grzesznymi postawami.

Zastanówmy się nad momentami, kiedy ludzie nam oddają cześć. Czy wówczas potrafimy ją odnieść do Tego, któremu cześć się należy? Czy nie przywłaszczamy sobie tego, co jedynie Bogu się należy? Kiedy kierujemy nasze kroki do świątyni? Czy przypadkiem nie tylko wtedy, kiedy trzeba coś u Boga załatwić? Czy pociąga nas świątynia wtedy, gdy jesteśmy na szczycie naszych życiowych sukcesów?

Po tryumfalnym wjeździe do Jerozolimy Jezus wraca do swoich przyjaciół do pobliskiej Betanii. U przyjaciół spędzi ostatnie dni przed męką. Jezus bardzo lubił zatrzymywać się w Betanii w zaprzyjaźnionej rodzinie, u Marty, Marii i u ich brata Łazarza, bo Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza (J 11,5). Chowa się przed tłumami, bo pragnie być w bardzo bliskim kontakcie ze swoimi najbliższymi, z rodziną z Betanii i z Apostołami.

Jezus nie skorzystał z okazji bycia obwołanym Mesjaszem, by teraz iść “na fali” powodzenia. Wraca do Betanii, by tam przygotować się do tego, czego nawet Jego uczniowie nie pojmują: Jezus będzie Mesjaszem cierpiącym. Uczniowie nie rozumieją krzyża. Dla nich nie do pojęcia jest to, by Mesjasz miał cierpieć i że w Nim mają się spełnić przepowiednie proroka Izajasza o cierpiącym “Słudze Jahwe”.

Gdzie jest nasza Betania? Gdzie są osoby nam bliskie, które mogą nam dać umocnienie w chwilach trudnych? Jak przygotowujemy się do podejmowania naszego krzyża? Czy będąc na fali sukcesu, nie pozwalamy sobie na takie zachłyśnięcie się powodzeniem, że zapominamy o tym, co jest naszą drogą pełnienia woli Ojca? Czy nasz dom i my sami możemy być dla kogoś Betanią, czyli miejscem, gdzie może się on czuć zrozumiany, oczekiwany i gdzie może odnaleźć moc do podejmowania trudnych wyzwań?
Warto, byśmy prosili Boga o łaskę trzeźwego widzenia, tak by nasze tryumfy nie odciągały nas od pełnienia woli Bożej i byśmy potrafili Bogu oddawać chwałę nie tylko słownie, ale naszą postawą, szukając wypełniania Jego woli w tym, co nas na co dzień spotyka. I oby Jezus tryumfalnie wjeżdżający do Jerozolimy nie był jedynym Jezusem, za którym jesteśmy w stanie pójść, lecz by nas pociągał także w tym, co jest pokorne i skromne.

ks. Tadeusz Hajduk SJ

niedziela

Apel o modlitwę

W związku z włamaniem do kościoła pod wezwaniem Chrystusa Sługi na osiedlu Konieczki w Ełku,  które miało miejsce w nocy z 6 na 7 kwietnia br. gdzie doszło do kradzieży relikwii oraz zbezczeszczenia najświętszego sakramentu, prosimy o modlitwę wynagradzającą.

Admin

Chrustus